3x00 - Gamifikacja cierpienia

26.08.2025.security25 min

3x01

Podczas gdy Nick Land i neoreakcjoniści w latach 2000. tworzyli swoją wyrafinowaną, cyberpunkową filozofię w cyfrowej przestrzeni internetu, w realnym świecie, w zapomnieniu, biedzie i alkoholizmie, żył człowiek, który już kilkadziesiąt lat wcześniej sformułował brutalnie prostą i praktyczną strategię osiągnięcia ich celów. James Nolan Mason był i jest postacią z samego dna amerykańskiego, neonazistowskiego szamba; figurą tak marginalną i nieudaną, że przez dekady jego istnienie było ledwie przypisem w raportach FBI i pracach historyków badających ekstremizm. A jednak, historia potrafi być przewrotna. To właśnie ten człowiek, nieudacznik i ideologiczny bankrut, miał stać się pośmiertnie (choć wciąż za życia) najważniejszym prorokiem i taktycznym guru dla najbardziej brutalnego i nihilistycznego odłamu skrajnej prawicy w XXI wieku. Zrozumienie, kim był i w jakich warunkach tworzył, jest kluczem do pojęcia surowej, bezkompromisowej natury jego doktryny.

James Mason urodził się w 1952 roku i już jako nastolatek, w wieku zaledwie 14 lat, zafascynował się ruchem nazistowskim. W połowie lat 60. dołączył do Amerykańskiej Partii Nazistowskiej (ANP), założonej i kierowanej przez charyzmatyczną, choć groteskową postać George'a Lincolna Rockwella. Był to okres, w którym amerykański nazizm, choć wciąż marginalny, przeżywał swój krótki moment względnej popularności, organizując publiczne marsze i prowokacje. Mason był fanatycznym wyznawcą Rockwella, widząc w nim niemal postać mesjańską, która miała poprowadzić białą Amerykę do zwycięstwa. Jednak cała ta fasada runęła w 1967 roku, gdy Rockwell został zamordowany przez jednego z wyrzuconych członków własnej partii. Dla Masona i resztek ruchu była to fundamentalna trauma. Śmierć wodza doprowadziła do natychmiastowej dezintegracji i serii wewnętrznych walk o władzę. ANP rozpadła się na dziesiątki małych, skłóconych ze sobą frakcji, a Mason z przerażeniem obserwował, jak wielki ruch, w który wierzył, pogrąża się w miałkości, personalnych animozjach i politycznej impotencji.

To właśnie w tym okresie głębokiego rozczarowania tradycyjnym, "politycznym" neonazizmem, Mason zaczął szukać bardziej radykalnych, apokaliptycznych i niekonwencjonalnych odpowiedzi. Znalazł je w postaci, która wstrząsnęła Ameryką pod koniec lat 60. i która dla większości była ucieleśnieniem czystego zła, ale dla Masona stała się nowym, potężnym objawieniem: w postaci Charlesa Mansona.

Manson, ze swoją komuną "Rodzina" i wizją "Helter Skelter" – apokaliptycznej wojny rasowej, którą jego wyznawcy mieli sprowokować poprzez serię niezwykle brutalnych i pozornie bezsensownych morderstw na białych, bogatych mieszkańcach Los Angeles – stał się dla Masona nowym prorokiem. Mason zrozumiał coś, czego nie potrafili pojąć starzy naziści: Manson nie próbował budować masowego ruchu politycznego, nie próbował wygrać wyborów, nie pisał programów. On próbował zapalić lont, który miał wysadzić w powietrze całe społeczeństwo. Zrozumiał, że w świecie medialnym kilka szokujących aktów terroru ma większą moc niż tysiące ulotek. Jego celem nie było zwycięstwo, ale chaos. Zafascynowany tą strategią totalnej negacji i apokaliptycznej prowokacji, Mason zerwał z resztkami tradycyjnej, politycznej działalności. Rozpoczął korespondencję z uwięzionym Mansonem i stał się jednym z głównych propagatorów jego idei na zewnątrz, tworząc organizację o nazwie Universal Order.

W latach 1980-1986, działając w absolutnej izolacji i na marginesie jakiegokolwiek zorganizowanego ruchu, Mason zaczął publikować serię nieregularnych, pisanych na maszynie i powielanych na ksero biuletynów, które zatytułował Siege (Oblężenie). Tytuł był symboliczny: odnosił się do powieści The Turner Diaries, ale także do jego własnego poczucia bycia w oblężonej twierdzy, ostatnim sprawiedliwym w świecie pogrążonym w zgniliźnie. W tamtym czasie Siege było kompletną komercyjną i polityczną porażką. Nikt go nie czytał, nikt się nim nie interesował. Był to chaotyczny, pełen nienawiści i paranoi bełkot szaleńca, który trafił w historyczną próżnię epoki Ronalda Reagana, optymizmu i zimnowojennego zwycięstwa Ameryki. Jednak, dzięki ironii historii i potędze internetu, trzydzieści lat później ten zapomniany, amatorski tekst został odkryty na nowo, zdigitalizowany i wyniesiony do rangi świętej księgi i nieomylnego podręcznika taktycznego dla nowego, znacznie bardziej nihilistycznego i zdesperowanego pokolenia neonazistowskich akceleracjonistów. Zapomniany prorok chaosu w końcu znalazł swoich wyznawców.

Doktryna zawarta w biuletynach Siege, zebranych później w książkę, jest brutalnie prosta, bezkompromisowa i stanowi totalne zerwanie z całą dotychczasową strategią i myśleniem amerykańskiej skrajnej prawicy. Jeśli tradycyjni biali nacjonaliści i neonaziści, nawet ci najbardziej radykalni, wciąż myśleli w kategoriach politycznych – budowania ruchu, zdobywania poparcia, a w ostateczności przejęcia władzy – to James Mason, czerpiąc z apokaliptycznego nihilizmu Charlesa Mansona, przeniósł tę walkę na zupełnie nowy, egzystencjalny i terrorystyczny poziom. Jego pisma nie są programem politycznym; są ewangelią chaosu, podręcznikiem dla tych, którzy nie chcą już reformować, ani nawet zdobywać świata, ale pragną go spalić.

Centralnym punktem wyjścia dla Masona jest totalna i bezwarunkowa negacja polityki. Z pogardą odrzuca on wszelkie formy legalnej, publicznej działalności. Partie polityczne (jak te, które próbowały naśladować ANP Rockwella), demonstracje, marsze, dystrybucja ulotek, a zwłaszcza próby zdobycia masowego poparcia – wszystko to jest dla niego nie tylko stratą czasu, ale groźną iluzją, która odciąga prawdziwych rewolucjonistów od ich właściwego zadania. "System", termin, którego używa na określenie liberalno-demokratycznego porządku, kontrolowanego, w jego paranoicznej wizji, przez Żydów (co określa standardowym dla tego środowiska skrótem "ZOG" – Zionist Occupied Government), jest monolitycznym, wszechmocnym i absolutnie zdeterminowanym wrogiem. Nie pozwoli on nigdy na przejęcie władzy w sposób pokojowy czy demokratyczny. Próba gry według jego reguł jest z góry skazana na porażkę, a każdy, kto ją podejmuje, jest albo głupcem, albo zdrajcą.

Skoro masowy ruch polityczny jest niemożliwy i, co więcej, niepożądany (ponieważ, jak argumentował Mason, duże organizacje są z natury biurokratyczne, skorumpowane i łatwe do zinfiltrowania przez agentów federalnych), jedyną skuteczną i autentyczną strategią jest to, co później zostanie nazwane "leaderless resistance" (oporem bez przywódcy). Mason, inspirując się strukturą "Rodziny" Mansona, wzywał do tworzenia małych, całkowicie autonomicznych komórek lub, co jeszcze lepsze, do działania jako samotne wilki. Jednostki te, połączone jedynie wspólną, bezkompromisową ideologią zawartą w Siege, miały działać niezależnie, bez żadnego centralnego dowództownictwa, bez rozkazów i bez komunikacji między sobą. Taka zdecentralizowana, sieciowa struktura czyni ruch niezwykle trudnym do zinfiltrowania i zniszczenia przez organy ścigania. Zatrzymanie jednej komórki nie ma żadnego wpływu na działanie pozostałych.

Tu dochodzimy do najważniejszego i najbardziej akceleracjonistycznego elementu doktryny Siege: celu tych terrorystycznych działań. Celem aktów przemocy nie jest, jak w tradycyjnym terroryzmie, osiągnięcie jakichkolwiek konkretnych ustępstw politycznych, zdobycie władzy czy nawet przekonanie opinii publicznej do swojej sprawy. Jedynym i ostatecznym celem jest generowanie maksymalnego, wszechogarniającego chaosu, strachu i polaryzacji. Mason, w swojej korespondencji z uwięzionym Mansonem (którą z dumą publikował w Siege, traktując ją jako rodzaj apostolskiego potwierdzenia swojej misji), w pełni przyswoił sobie logikę "Helter Skelter". Wierzył on, że społeczeństwo amerykańskie jest beczką prochu, a zadaniem prawdziwego rewolucjonisty jest rzucanie do niej płonących zapałek.

Każdy akt terroru – zabójstwo polityka, dziennikarza, pary międzyrasowej, sędziego, atak na infrastrukturę krytyczną (elektrownie, sieci wodociągowe), czy masowa strzelanina w miejscu publicznym – ma na celu zaostrzenie istniejących napięć społecznych i rasowych do punktu, w którym pękną one z całą siłą. Chodzi o to, by zmusić ludzi do opowiedzenia się po jednej ze stron, by zniszczyć szarą strefę centrum politycznego i doprowadzić do sytuacji, w której jedynym wyjściem będzie otwarta wojna. Ta ostateczna, apokaliptyczna wojna rasowa (w żargonie skrajnej prawicy Racial Holy War - RaHoWa) jest eschatologicznym celem doktryny Siege. To właśnie ten totalny, oczyszczający konflikt ma ostatecznie zniszczyć stary, znienawidzony "System" i stworzyć na jego zgliszczach warunki do budowy nowego, czystego rasowo, autorytarnego porządku nazistowskiego.

W ten sposób, James Mason, syntezując resztki ideologii nazistowskiej z morderczą, nihilistyczną filozofią Charlesa Mansona, stworzył kompletny i przerażająco praktyczny podręcznik dla akceleracjonistycznego terrorysty. Tam, gdzie Nick Land oferował skomplikowaną, abstrakcyjną metafizykę dla intelektualistów, Mason oferował prostą, brutalną i gotową do wdrożenia instrukcję obsługi dla tych, którzy byli gotowi zabijać. Kiedy jego zapomniane pisma zostały odkryte na nowo, trafiły na niezwykle podatny grunt.

Przez prawie trzy dekady biuletyny Siege pozostawały dokładnie tym, czym były od samego początku: ezoterycznym, zapomnianym tekstem, znanym jedynie garstce najbardziej obskurnych postaci amerykańskiego neonazizmu, historykom badającym ekstremizm i analitykom FBI. James Mason, po zakończeniu publikacji w 1986 roku, pogrążył się w jeszcze większej marginalizacji, pracując dorywczo i walcząc z alkoholizmem. Jego wielki projekt rewolucyjny okazał się kompletną klapą. Historia zdawała się wydać na niego ostateczny wyrok: był nikim, a jego pisma były bełkotem szaleńca, który nie miał żadnego wpływu na rzeczywistość. A jednak, na początku drugiej dekady XXI wieku, w nowym, cyfrowym ekosystemie internetu, nastąpiło coś, czego nikt nie mógł przewidzieć: cyfrowa reinkarnacja Jamesa Masona i jego doktryny.

Proces ten nie był ani nagły, ani scentralizowany. Zaczął się powoli, na niszowych forach i blogach poświęconych "prawdziwemu" narodowemu socjalizmowi. Młodzi, zradykalizowani ekstremiści, rozczarowani tym, co postrzegali jako tchórzostwo, kompromisowość i nieskuteczność głównego nurtu białego nacjonalizmu oraz intelektualne zabawy "alt-rightu", zaczęli poszukiwać bardziej autentycznej, bezkompromisowej i brutalnej ideologii. Ktoś, prawdopodobnie w kręgach związanych z satanistycznym kultem Order of Nine Angles, "odkopał" stare, zeskanowane egzemplarze Siege. Teksty te zaczęły krążyć w zamkniętych społecznościach, podawane z rąk do rąk jak zakazane pisma.

Prawdziwy przełom nastąpił jednak, gdy Siege zostało w całości zdigitalizowane, przepisane i opublikowane w formie darmowego pliku PDF, a następnie agresywnie promowane na forum, które miało stać się epicentrum nowego, globalnego faszyzmu: Iron March. To właśnie tam, w międzynarodowej społeczności młodych, wyalienowanych i głęboko zradykalizowanych mężczyzn, doktryna Masona trafiła na niezwykle podatny grunt. Dla nich, pisma te były objawieniem.

Psychologiczna atrakcyjność Siege dla tego nowego pokolenia ekstremistów wynikała z kilku kluczowych czynników. Po pierwsze, oferowało ono prostą i satysfakcjonującą odpowiedź na poczucie bezsilności. Młodzi radykałowie widzieli, że dekady legalnej działalności, marszów i prób politycznych nie przyniosły żadnych rezultatów; biały nacjonalizm pozostawał na marginesie. Mason dawał im pozwolenie na odrzucenie tej przegranej strategii i afirmację jedynej rzeczy, która im pozostała: czystej, niszczycielskiej przemocy. Po drugie, Siege oferowało poczucie autentyczności i ideologicznej czystości. W świecie pełnym kompromisów, Mason był bezkompromisowy. Jego totalna negacja systemu, jego pogarda dla "mięczaków" i "zdrajców" rezonowała z młodzieńczym pragnieniem absolutu. Czytanie Siege stało się formą "czerwonej pigułki" dla najbardziej radykalnych – ostatecznym testem ideologicznym, który oddzielał prawdziwych rewolucjonistów od pozorantów.

Po trzecie, i być może najważniejsze, doktryna Masona idealnie pasowała do zdecentralizowanej, anonimowej i zatomizowanej natury radykalizacji online. Nie trzeba było już dołączać do żadnej realnej organizacji, spotykać się z innymi, ryzykować dekonspiracji. Wystarczyło przeczytać PDF-a w zaciszu swojego pokoju, kupić broń i, czerpiąc inspirację z ideologii, działać samodzielnie. Siege stało się systemem operacyjnym dla terroryzmu ery internetu.

W ten sposób, James Mason, stary, zapomniany i złamany człowiek, niespodziewanie dla samego siebie stał się kultowym prorokiem i ideologicznym guru dla globalnego ruchu terrorystycznego. Jego amatorskie biuletyny, pisane na maszynie w latach 80., zostały wyniesione do rangi biblii, a on sam, wyciągnięty z otchłani zapomnienia, zaczął udzielać wywiadów na podcastach i być czczony przez młodych ludzi, którzy nie byli jeszcze na świecie, gdy on spisywał swoją ewangelię chaosu. Jego doktryna dostarczyła nowemu, akceleracjonistycznemu neonazizmowi tego, czego najbardziej mu brakowało: nie skomplikowanej filozofii, ale prostego, brutalnego i gotowego do wdrożenia planu działania.

Trzeba podkreślić, że renesans Siege nie byłby możliwy bez specyficznej kultury, jaka wytworzyła się na ekstremistycznych forach internetowych. Była to kultura przesiąknięta estetyką upadku i czarnym humorem. Użytkownicy tych platform, wychowani na grach wideo, memach i anonimowej brutalności forów takich jak 4chan, posługiwali się językiem ironii i nihilizmu. Dla nich, surowy, pozbawiony ozdobników i pełen furii styl Masona był autentyczny i odświeżający. W przeciwieństwie do napuszonych, pseudointelektualnych traktatów "alt-rightu", Siege było bezpośrednie, brudne i realne. Jego amatorska, zinowa estetyka, z błędami maszynowymi i odręcznymi poprawkami, stała się w epoce cyfrowej synonimem autentyczności, niczym nagranie punk rockowe w erze przesterylizowanej muzyki pop. Mówiło ono językiem czystej nienawiści, który był zrozumiały i atrakcyjny dla pokolenia, które nauczyło się komunikować za pomocą "shitpostingu" i ekstremalnych memów.

Co więcej, "odkrycie" Siege zbiegło się w czasie z serią realnych wydarzeń, które zdawały się potwierdzać apokaliptyczną diagnozę Masona. Globalny kryzys finansowy z 2008 roku, rosnąca polaryzacja polityczna, kryzys migracyjny w Europie, zamieszki rasowe w Stanach Zjednoczonych – wszystko to było interpretowane przez zwolenników Siege jako niepodważalne dowody na to, że "System" rzeczywiście gnije od środka i że wielka konfrontacja jest nieunikniona. Pisma Masona przestały być odczytywane jako historyczna ciekawostka; stały się proroczą mapą teraźniejszości, która nie tylko wyjaśniała chaos, ale także oferowała radykalne rozwiązanie. To poczucie, że jest się jednym z nielicznych, którzy "rozumieją, co się dzieje", podczas gdy reszta świata śpi, jest niezwykle silnym czynnikiem psychologicznym, budującym poczucie elitarności i wspólnoty w radykalnych grupach.

Ostatecznie, reinkarnacja Siege jest doskonałym przykładem tego, jak internet zmienia naturę ideologii. Stare, zapomniane teksty mogą zostać wyrwane ze swojego historycznego kontekstu i zyskać nowe, potężne życie w zupełnie nowym środowisku. Ideologie nie muszą już być przekazywane z pokolenia na pokolenie przez zorganizowane ruchy; mogą przetrwać w stanie uśpienia na starych dyskach twardych i w cyfrowych archiwach, czekając na odpowiedni moment i odpowiednią publiczność, aby ponownie eksplodować z nową siłą. Historia Jamesa Masona to historia o tym, jak najbardziej marginalna i ekstremalna idea, uznana za martwą, może zmartwychwstać w erze cyfrowej i stać się realnym, globalnym zagrożeniem. To właśnie ten sprawdzony w boju i uświęcony przez kult online podręcznik terroru miał wkrótce połączyć się z innymi, jeszcze mroczniejszymi nurtami, tworząc ostateczną, wybuchową mieszankę.

3x02

Jeśli doktryna Jamesa Masona dostarczyła nowemu pokoleniu akceleracjonistów brutalnie praktycznej "instrukcji obsługi" terroru, to wciąż brakowało jej głębszego, metafizycznego wymiaru. Siege jest podręcznikiem nienawiści i chaosu, ale operuje głównie na poziomie politycznym i rasowym. Nie odpowiada na fundamentalne, egzystencjalne pytania: Po co to wszystko? Jaki jest ostateczny, kosmiczny sens tej walki? Czym staje się jednostka, która decyduje się na akt totalnej transgresji? Odpowiedź na te pytania, a zarazem "paliwo duchowe" dla najbardziej ekstremalnych odłamów ruchu, przyszła z zupełnie innego, jeszcze bardziej mrocznego i ezoterycznego źródła: z Wielkiej Brytanii i kultu znanego jako Order of Nine Angles (O9A lub ONA).

Order of Nine Angles to nie jest typowa, hedonistyczna organizacja satanistyczna w stylu Kościoła Szatana Antona LaVeya. To zdecentralizowana, synkretyczna i niezwykle niebezpieczna siatka filozoficzno-magiczna, która zaczęła krystalizować się w Wielkiej Brytanii w latach 70. XX wieku, czerpiąc z wcześniejszych, okultystycznych tradycji. Jej doktryna jest radykalnym amalgamatem, w którym w sposób unikalny połączono elementy teistycznego (tradycyjnego) satanizmu, zachodniego hermetyzmu, alchemii, pogaństwa (zwłaszcza celtyckiego i germańskiego) oraz, co najważniejsze i co stanowi o jej wyjątkowości, skrajnie radykalnego, ezoterycznego hitleryzmu. Dla O9A, Adolf Hitler nie był tylko politycznym liderem czy historyczną postacią. Był on awatarem, niemal postacią mesjańską, wysłaną przez mroczne, kosmiczne siły, aby rozpocząć proces niszczenia zdegenerowanego, "magiańskiego" (termin zapożyczony od Spenglera, oznaczający kulturę judeochrześcijańsko-islamską) porządku i zapoczątkować nowy, aryjski, "faustowski" eon. Narodowy socjalizm jest w tej wizji nie tylko ideologią polityczną, ale formą mrocznej, pogańskiej religii, a jego militarna klęska w 1945 roku była jedynie tymczasowym niepowodzeniem w znacznie dłuższej, kosmicznej wojnie, która toczy się na planie duchowym.

Centralną postacią związaną z powstaniem i rozwojem O9A, powszechnie uważaną za autora kluczowych tekstów doktrynalnych (takich jak Hostia czy Naos) pod pseudonimem "Anton Long", jest David Myatt. Postać Myatta jest tak ekstremalna i pełna sprzeczności, że sama w sobie stanowi idealne studium przypadku akceleracjonistycznej mentalności. Jego podróż ideologiczna jest podróżą przez najciemniejsze zakamarki XX-wiecznego ekstremizmu. W latach 70. i 80. był on jedną z czołowych postaci brytyjskiego neonazizmu, liderem i ideologiem brutalnych, ulicznych bojówek, takich jak Combat 18 i National Socialist Movement. Był teoretykiem politycznym, ale także ulicznym wojownikiem, który spędził czas w więzieniu za akty przemocy. Był człowiekiem głęboko zanurzonym w realnej, fizycznej walce o "sprawę".

Jednak to właśnie w tym okresie, równolegle do swojej działalności politycznej, Myatt miał rozwijać ezoteryczną doktrynę O9A, która wynosiła tę walkę na poziom metafizyczny. Ta synteza brutalnej, ulicznej przemocy z wysoką, ezoteryczną teorią stała się znakiem rozpoznawczym Zakonu. O9A nie było dla oderwanych od rzeczywistości okultystów; było dla wojowników-magów, dla których akt politycznej przemocy był jednocześnie aktem duchowym. Ta mroczna, okultystyczna i na wskroś makiaweliczna filozofia miała dostarczyć nowemu, powojennemu neonazizmowi wymiaru duchowego, którego tak bardzo mu brakowało, przekształcając go z przegranej, historycznej ideologii w ponadczasową, kosmiczną religię walki.

Trzeba jednak z całą mocą podkreślić, że przez dekady Order of Nine Angles był zjawiskiem absolutnie marginalnym, niemal fantomowym. Aż do przełomu tysiącleci, a nawet dłużej, O9A nie było "organizacją" w tradycyjnym sensie. Nie miało struktur, formalnego członkostwa ani publicznej obecności. Było raczej zdecentralizowanym kultem tekstualnym, zbiorem kserowanych manuskryptów, zinów i listów krążących w hermetycznym, podziemnym obiegu brytyjskiej sceny okultystycznej i neonazistowskiej. Przez całe lata 80. i 90. Zakon składał się prawdopodobnie z zaledwie garstki, może kilkunastu, realnie zaangażowanych osób skupionych wokół postaci Antona Longa/Myatta, działających w rejonie Shropshire i West Midlands. Byli oni postrzegani przez resztę sceny okultystycznej jako niebezpieczni, ale jednocześnie nieco groteskowi ekstremiści. Ich synteza satanizmu i hitleryzmu była zbyt radykalna nawet dla większości satanistów, a ich ezoteryczne pretensje były zbyt dziwaczne dla większości "twardogłowych" neonazistów.

Funkcjonowali oni w całkowitej izolacji, budując swoją własną, złożoną mitologię i system magiczny, znany jako "Siedmiostopniowa Ścieżka" (Seven Fold Way). System ten był brutalną ścieżką inicjacyjną, wymagającą od adepta nie tylko studiowania tekstów, ale także podejmowania realnych, fizycznych i psychologicznych wyzwań. Obejmowały one m.in. samotne, wielomiesięczne rytuały w dziczy, podejmowanie trudnych ról zawodowych (np. w wojsku lub policji, co było wczesną formą "Insight Roles") i, co najważniejsze, dokonywanie aktów transgresji, które miały złamać psychologiczne i społeczne uwarunkowania adepta. Celem było stworzenie nowego typu człowieka – elitarnego, bezwzględnego, zahartowanego i gotowego na wszystko wojownika-maga, który wykroczył poza ludzkie ograniczenia.

Przez cały ten czas, aż do wczesnych lat 2000., O9A pozostawało obskurną ciekawostką, przypisem w książkach o współczesnym satanizmie. Ich pisma, choć intensywne i niepokojące, były praktycznie niedostępne dla szerszej publiczności. Wszystko to zmieniło się wraz z nadejściem i upowszechnieniem się internetu. To właśnie internet stał się wehikułem, który pozwolił tej niszowej, brytyjskiej herezji wyrwać się z geograficznej i kulturowej izolacji i stać się globalnym, zdecentralizowanym fenomenem. Wczesne strony internetowe, fora dyskusyjne i wreszcie blogi prowadzone przez zwolenników O9A (lub samego Antona Longa) sprawiły, że setki stron ich doktrynalnych tekstów stały się dostępne za jednym kliknięciem dla każdego wyalienowanego, poszukującego radykalnej duchowości nastolatka na całym świecie.

Internet nie tylko upowszechnił doktrynę O9A; jego zdecentralizowana, anonimowa natura idealnie pasowała do modelu organizacyjnego promowanego przez Zakon. O9A nigdy nie chciało być masową organizacją. Zawsze promowało model małych, autonomicznych komórek ("nexionów") i samotnych adeptów, połączonych jedynie wspólną doktryną i celem. Internet stworzył idealną infrastrukturę dla takiej sieci bez centrum. To właśnie w tej nowej, cyfrowej przestrzeni, obskurny kult z brytyjskiej prowincji zaczął zdobywać międzynarodowych zwolenników, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, Europie Wschodniej i Skandynawii, stając się jednym z kluczowych źródeł ideologicznych dla najbardziej ekstremalnych odłamów akceleracjonistycznego neonazizmu, które miały narodzić się dekadę później. To, co kiedyś było szeptem w ciemnym pokoju, dzięki technologii stało się globalnym krzykiem.

Aby w pełni zrozumieć, jak radykalna i obca jest to doktryna, należy porzucić wszelkie popularne wyobrażenia o satanizmie. Myśl Antona Longa/Myatta nie ma nic wspólnego z rock'n'rollowym buntem czy filozoficznym indywidualizmem. Jest to gęsty, hermetyczny i na wskroś elitarystyczny system, który świadomie dąży do stworzenia nowego, postludzkiego typu arystokracji. Jego pisma, takie jak Naos, Hostia czy The Black Book of Satan, są mieszanką quasi-akademickiego języka, ezoterycznej terminologii i brutalnych, bezkompromisowych wezwań do działania. To właśnie w tych tekstach odnajdujemy idee, które dla postronnego obserwatora wydają się być czystym, nieprzetworzonym szaleństwem, ale dla wtajemniczonego adepta stanowią rdzeń jego wiary.

Jednym z najbardziej absurdalnych i jednocześnie kluczowych elementów mitologii O9A jest jej unikalna kosmologia i demonologia. Odrzuca ona tradycyjny, judeochrześcijański podział na niebo i piekło. Zamiast tego, postuluje istnienie wielowymiarowego "kosmosu przyczynowego" (naszego świata) i "kosmosu acausalnego" (sfery mrocznych, nieludzkich sił i "bogów"). Zadaniem maga O9A jest otwarcie "nexionu" – gwiezdnych wrót – między tymi dwoma wymiarami, aby umożliwić siłom chaosu wtargnięcie do naszego świata i przyspieszenie jego transformacji. Jak czytamy w jednym z podstawowych tekstów, celem maga jest "uobecnienie mrocznych sił/bogów na Ziemi". Jest to, w istocie, akceleracjonizm w skali kosmicznej, a jego agenci postrzegają siebie jako ludzkie awatary nieludzkich, chaotycznych bytów.

Równie niepokojąca jest koncepcja ofiary z ludzi (culling), która w pismach O9A jest przedstawiana nie jako metafora, ale jako realna, a czasem konieczna, praktyka magiczna. W tekście A Gift for the Prince – A Guide to Human Sacrifice, Anton Long z chłodną, pseudonaukową precyzją rozważa różne typy ofiar ("opfer") i metody ich eliminacji, argumentując, że dobrze przeprowadzona ofiara może dostarczyć magowi ogromnej ilości energii i znacząco wpłynąć na bieg wydarzeń w świecie przyczynowym. W innym tekście, Guidelines for the Testing of Opfers, czytamy: "Celem testowania jest wybranie odpowiedniego opfera: kogoś, kogo śmierć albo (a) będzie korzystna dla ciebie osobiście, albo (b) wyeliminuje jednostkę (lub jednostki), które są uważane za ludzkie śmieci (...). Silny charakter jest niezbędny, aby móc polować i zabijać z zimną krwią." Choć zwolennicy O9A często twierdzą, że są to jedynie "prowokacje" lub "ćwiczenia umysłowe", FBI i inne agencje bezpieczeństwa traktują te teksty ze śmiertelną powagą, łącząc ideologię O9A z wieloma realnymi aktami przemocy, morderstwami i planowanymi zamachami terrorystycznymi.

Absurdalność tego systemu osiąga swoje apogeum w praktykach takich jak "Gwiezdna Gra" (The Star Game), niezwykle skomplikowanej, trójwymiarowej gry planszowej, która ma być jednocześnie narzędziem magicznym, formą dywinacji i modelem kosmosu. Adept ma spędzać lata na konstruowaniu planszy i pionków oraz na rozgrywaniu partii, które rzekomo pozwalają mu zrozumieć i manipulować przepływami acausalnych energii. Jest to przykład tego, jak doktryna O9A łączy w sobie najbardziej ekstremalną, realną przemoc z działaniami, które wydają się być niemal dziecinną, choć niezwykle skomplikowaną, fantazją. To właśnie ta mieszanka brutalnego realizmu i oderwanego od rzeczywistości, ezoterycznego bełkotu czyni ten kult tak trudnym do zrozumienia i jednocześnie tak niebezpiecznym. Oferuje on swoim zwolennikom nie tylko usprawiedliwienie dla ich najmroczniejszych impulsów, ale także kompletny, alternatywny wszechświat, w którym ich nienawiść i przemoc nabierają kosmicznego, heroicznego znaczenia.

Dowodem na to, że ta mroczna fantazja regularnie przekracza granicę i wkracza do realnego świata z tragicznymi konsekwencjami, jest rosnąca liczba przestępstw i aktów terroru bezpośrednio inspirowanych przez doktrynę O9A. Jednym z najbardziej znanych i jednoznacznych przypadków jest historia Ethana Melzera, żołnierza armii amerykańskiej stacjonującego we Włoszech. W 2020 roku Melzer został aresztowany i oskarżony o planowanie masowego ataku na swoją własną jednostkę. Jego celem było przekazanie tajnych informacji dotyczących lokalizacji, liczebności i uzbrojenia jego oddziału grupie dżihadystycznej, aby ta mogła przeprowadzić skuteczny i krwawy zamach.

Motywacja Melzera, jak sam przyznał w rozmowach z agentami FBI i w swojej internetowej korespondencji, była czysto akceleracjonistyczna i głęboko zakorzeniona w ideologii O9A. Nie był on sympatykiem islamu; był zdeklarowanym satanistą i zwolennikiem O9A. Jego plan był podręcznikowym przykładem "Insight Role" – infiltracji wrogiej struktury (w tym przypadku armii USA, postrzeganej jako filar "Systemu") w celu zdobycia umiejętności i wykorzystania swojej pozycji do siania maksymalnego chaosu. Przekazując informacje dżihadystom – ideologicznym wrogom, ale taktycznym sojusznikom w dziele niszczenia Zachodu – dążył do "przyspieszenia" wojny i wywołania jak największej liczby ofiar po stronie amerykańskiej. Sam Melzer opisywał swoje planowane działania jako formę "ofiary z ludzi" i akt magiczny, który miał przynieść mu duchową moc i przybliżyć nadejście nowego eonu.

Przypadek Ethana Melzera jest przerażającym dowodem na to, że absurdalne i pozornie fantastyczne koncepcje O9A – kosmiczna wojna, "culling", "Insight Roles" – są traktowane przez jego zwolenników ze śmiertelną powagą i przekładane na realne, mordercze plany. Pokazuje on, jak ta ideologia potrafi przekształcić żołnierza w zdrajcę, a obowiązek obrony w pragnienie masowego mordu, a wszystko to w imię osiągnięcia wyższego, duchowego celu. To właśnie ta zdolność do uświęcania zdrady i przemocy czyni Order of Nine Angles jednym z najbardziej niebezpiecznych i korozyjnych nurtów we współczesnym ekstremizmie.

Przypadek Melzera nie jest niestety odosobniony i stanowi jedynie wierzchołek góry lodowej, która pokazuje, jak głęboko ideologia O9A przeniknęła do różnych warstw społeczeństwa, infekując zwłaszcza umysły młodych ludzi. Równie niepokojący, choć inny w charakterze, jest przypadek z Wielkiej Brytanii, ojczyzny Zakonu. W 2019 roku, Paul Dunleavy, wówczas zaledwie 16-letni uczeń, został najmłodszym w kraju skazanym za terroryzm neonazistą. Dunleavy był głęboko zafascynowany O9A i aktywnie przygotowywał się do przeprowadzenia ataków terrorystycznych. Gromadził instrukcje dotyczące budowy bomb i broni palnej, a w swoim pokoju trzymał maskę Guya Fawkesa i nóż. Jego notatnik był pełen satanistycznej i nazistowskiej symboliki, a on sam prowadził internetową działalność, w której nawoływał do przemocy i rekrutował innych do nieistniejącej, wzorowanej na O9A grupy terrorystycznej.

Co kluczowe w tym przypadku, Dunleavy, podobnie jak Melzer, nie postrzegał swoich działań jako czysto politycznych. Podczas procesu wyszło na jaw, że jego fascynacja przemocą była nierozerwalnie związana z okultystyczną ścieżką O9A. Dla niego, przygotowania do terroru były formą inicjacji, sposobem na udowodnienie swojej wartości i osiągnięcie wyższego statusu w hierarchii Zakonu. Jego przypadek, wraz z kilkoma innymi podobnymi sprawami dotyczącymi nastolatków w Wielkiej Brytanii i innych krajach Europy, pokazuje przerażającą skuteczność O9A w docieraniu do młodych, wyalienowanych i poszukujących sensu osób. Internet, z jego nieograniczonym dostępem do ekstremistycznych tekstów i anonimowych społeczności, stał się dla nich bramą do świata, w którym nienawiść, rasizm i pragnienie mordu są przedstawiane nie jako patologia, ale jako heroiczna, duchowa ścieżka. To dowodzi, że zagrożenie ze strony O9A jest realne, rosnące i ma zdolność do przekształcania szkolnych fantazji w konkretne, terrorystyczne przygotowania.

Aby zrozumieć, w jaki sposób O9A tak skutecznie transformuje swoich zwolenników z pasywnych czytelników w zdeterminowanych ekstremistów, należy przyjrzeć się jej centralnemu systemowi inicjacyjnemu, znanemu jako "Siedmiostopniowa Ścieżka" (Seven Fold Way). Nie jest to, jak w wielu innych tradycjach okultystycznych, system oparty głównie na studiowaniu tekstów i odprawianiu rytuałów w bezpiecznym zaciszu. Jest to brutalny, długotrwały i niezwykle wymagający program praktycznego samodoskonalenia poprzez ekstremalne doświadczenia. Jego celem jest systematyczne niszczenie "ego" i społecznych uwarunkowań adepta, aby przekształcić go w nowy, elitarny typ człowieka – bezwzględnego, zdyscyplinowanego i samowystarczalnego wojownika-maga, który wykroczył poza ludzkie ograniczenia. Każdy z siedmiu stopni reprezentuje wieloletni etap rozwoju, wymagający od adepta podjęcia konkretnych, realnych wyzwań.

Ścieżka zaczyna się od stopnia Neofity, gdzie kandydat musi opanować podstawy doktryny i przejść podstawowy trening fizyczny. Prawdziwa transformacja zaczyna się jednak na stopniu Inicjata, który wymaga od adepta podjęcia się dwóch kluczowych i niezwykle trudnych zadań. Pierwszym jest samotny rytuał inicjacyjny, polegający na spędzeniu trzech miesięcy (pierwotnie siedemnastu dni) w całkowitej izolacji w dziczy, żyjąc z tego, co da się upolować lub zebrać. Celem jest konfrontacja z własnymi lękami, słabościami i granicami fizycznej wytrzymałości. Drugim, jeszcze ważniejszym, zadaniem jest podjęcie się "Insight Role". Jest to zadanie, które wymaga od adepta dołączenia na okres od roku do dwóch lat do organizacji lub środowiska, które jest mu ideologicznie wrogie lub sprzeczne z jego naturą. Celem jest zdobycie praktycznych umiejętności, zrozumienie wroga od środka i nauczenie się manipulacji i oszustwa. Tradycyjne przykłady "Insight Roles" to wstąpienie do policji, armii, organizacji anarchistycznej, a nawet, jak w przypadku samego Myatta, konwersja na radykalny islam.

Po pomyślnym ukończeniu tych zadań, adept przechodzi na stopień Zewnętrznego Adepta, gdzie jego głównym zadaniem jest zorganizowanie i prowadzenie własnej, magicznej grupy lub "nexionu", co ma na celu rozwinięcie umiejętności przywódczych i organizacyjnych. Następnie, na stopniu Wewnętrznego Adepta, musi on podjąć się kolejnego, jeszcze bardziej wymagającego, samotnego rytuału, trwającego tym razem cały rok księżycowy. Kulminacją całej ścieżki jest osiągnięcie stopnia Mistrza/Mistrzyni, a ostatecznie – nieśmiertelnego Wielkiego Mistrza.

Co istotne, "Siedmiostopniowa Ścieżka" jest nierozerwalnie związana z praktykami transgresyjnymi i przestępczymi. O9A otwarcie zachęca swoich adeptów, w ramach ich rozwoju, do podejmowania działań nielegalnych, od drobnych przestępstw po akty politycznego ekstremizmu. Jest to postrzegane jako niezbędny element "testowania" samego siebie i przekraczania granic narzuconych przez "mundanów" (zwykłych ludzi) i ich "System". W tej perspektywie, przygotowania do zamachu terrorystycznego, jak w przypadku Paula Dunleavy'ego, nie są tylko aktem politycznym; są one aktem inicjacyjnym, formą brutalnego egzaminu na wyższy stopień magiczny.

W ten sposób "Siedmiostopniowa Ścieżka" działa jak system radykalizacji wbudowany w samą strukturę duchowości. Jest to program, który systematycznie izoluje jednostkę od społeczeństwa, desensytyzuje ją na przemoc, uczy ją technik konspiracji i oszustwa, a ostatecznie dostarcza jej metafizycznego usprawiedliwienia dla najbardziej ekstremalnych czynów. Jest to proces, który ma na celu nie tyle oświecenie, co stworzenie socjopaty, idealnego narzędzia w rękach Zakonu, gotowego do wykonania każdego zadania w imię przyspieszenia kosmicznej wojny. To właśnie ta praktyczna, transformacyjna natura O9A, a nie tylko jej mroczna ideologia, czyni ją tak potężnym i niebezpiecznym narzędziem radykalizacji.

Rozprzestrzenianie się ideologii Order of Nine Angles nie jest fenomenem ograniczonym do świata anglojęzycznego. Dzięki potędze internetu i pracy oddanych zwolenników, doktryna Antona Longa/Myatta została przetłumaczona na wiele języków i zaczęła infekować sceny ekstremistyczne na całym świecie, od Rosji i Bałkanów po Amerykę Łacińską. Polska, z jej własną, aktywną i często brutalną sceną neonazistowską, nie jest tu wyjątkiem. Obserwacja, że w polskiej sieci krążą szczegółowe i (nie)staranne tłumaczenia kluczowych tekstów O9A, takich jak Naos czy inne, krótsze manifesty, jest niezwykle istotna. To nie jest przypadkowe zjawisko. Świadczy ono o istnieniu w Polsce zorganizowanych i zdeterminowanych osób lub małych grup, które poświęciły znaczną ilość czasu i wysiłku na przyswojenie i propagowanie tej złożonej i niebezpiecznej ideologii.

Tłumaczenia te pełnią dwie kluczowe funkcje. Po pierwsze, obniżają barierę wejścia dla osób, które nie posługują się biegle językiem angielskim, umożliwiając doktrynie dotarcie do znacznie szerszego grona potencjalnych rekrutów w obrębie polskiej skrajnej prawicy. Po drugie, i co ważniejsze, samo podjęcie się zadania tłumaczenia tak hermetycznych tekstów jest często formą praktyki inicjacyjnej – dowodem na zaangażowanie i zrozumienie doktryny, co może być krokiem na drodze do stworzenia własnego "nexionu".

Istnieją poszlaki i doniesienia z monitoringu środowisk ekstremistycznych, które wskazują na próby tworzenia lub istnienie polskich "nexionów" O9A. Choć ze względu na skrajnie konspiracyjny charakter ruchu trudno jest ocenić ich realną liczebność i stopień zorganizowania, sama obecność przetłumaczonych materiałów i dyskusji na ich temat w zamkniętych kręgach jest alarmującym sygnałem. Te polskie grupy, podobnie jak ich odpowiedniki w innych krajach, prawdopodobnie działają w głębokim podziemiu, skupiając się na studiowaniu doktryny, indywidualnych praktykach inicjacyjnych i potencjalnie na rekrutacji nowych członków ze środowisk neofaszystowskich, neopogańskich i blackmetalowych.

Polski kontekst jest tu szczególnie interesujący. Synkretyczna natura O9A, która łączy hitleryzm z pogaństwem, może być atrakcyjna dla tych odłamów polskiej skrajnej prawicy, które odrzucają tradycyjny katolicyzm i poszukują bardziej "autentycznej", przedchrześcijańskiej, aryjskiej tożsamości. Idea walki z "magiańskim", judeochrześcijańskim systemem może w tym środowisku znaleźć podatny grunt.

Pojawienie się O9A w Polsce jest więc dowodem na niezwykłą zdolność tej ideologii do adaptacji i rozprzestrzeniania się. Pokazuje, że mamy do czynienia z globalnym, zdecentralizowanym wirusem ideologicznym, który potrafi przekraczać granice językowe i kulturowe. Obecność O9A w Polsce, nawet jeśli jest to zjawisko niszowe, stanowi realne, długofalowe zagrożenie. Może ono bowiem dostarczyć najbardziej zradykalizowanym elementom polskiej sceny ekstremistycznej tego, czego im do tej pory brakowało: spójnej, metafizycznej doktryny, która uświęca przemoc i przekształca prymitywną, chuligańską nienawiść w rzekomo elitarną, duchową ścieżkę wojownika. To właśnie ta transformacja jest najniebezpieczniejszym "darem", jaki O9A oferuje swoim zwolennikom.

3x03

Aby w pełni pojąć, jak głęboko akceleracjonistyczna logika jest wpisana w DNA Order of Nine Angles, nie wystarczy analiza samych, często absurdalnych i sprzecznych, tekstów. Należy zanurzyć się w biografię człowieka, który jest powszechnie uważany za ich autora i architekta całego ruchu – Davida Myatta. Jego życie jest tak ekstremalne, pełne brutalnych zwrotów i strategicznych wolty, że samo w sobie stanowi najbardziej radykalny manifest i podręcznikowy przykład akceleracjonizmu w praktyce. Analizując jego trajektorię, przestajemy poruszać się w sferze czystej teorii, a wchodzimy w świat realnej, politycznej i potencjalnie agenturalnej gry, której ostatecznym celem zdaje się być totalna destabilizacja.

Historia Myatta jako ekstremisty zaczyna się w burzliwych latach 60. w Wielkiej Brytanii. Już jako nastolatek zaangażował się w działalność skrajnie prawicową, szybko pnąc się w hierarchii i stając się jedną z kluczowych postaci brytyjskiego neonazizmu. W przeciwieństwie do wielu fotelowych ideologów, Myatt był człowiekiem czynu. Był współzałożycielem i liderem brutalnych, ulicznych organizacji, takich jak National Socialist Movement i Combat 18, które zasłynęły z aktów przemocy politycznej i starć z przeciwnikami. Był myślicielem, który pisał traktaty o "aryjskiej rewolucji", ale jednocześnie ulicznym wojownikiem, który za swoje przekonania i czyny spędził czas w więzieniu. Ta synteza intelektualnego radykalizmu z fizyczną brutalnością stała się jego znakiem rozpoznawczym i fundamentem etosu, który później wlał w Order of Nine Angles.

Jednak pod koniec lat 90., w momencie, gdy jego kariera jako neonazistowskiego lidera zdawała się osiągać apogeum, Myatt dokonał zwrotu, który zaszokował i zdezorientował zarówno jego zwolenników, jak i wrogów. W 1998 roku publicznie ogłosił, że wyrzeka się narodowego socjalizmu i przechodzi na radykalny, salaficki islam, przyjmując imię Abdul-Aziz ibn Myatt. Nie była to cicha, prywatna konwersja. Myatt, ze swoją intelektualną sprawnością i ideologicznym zapałem, niemal z dnia na dzień stał się jednym z najbardziej głośnych, elokwentnych i bezkompromisowych apologetów globalnego dżihadu i Al-Kaidy w świecie anglojęzycznym. W swoich licznych tekstach i esejach z tego okresu, pisanych z perspektywy fanatycznego muzułmanina, usprawiedliwiał ataki z 11 września jako sprawiedliwy akt wojny, wychwalał Osamę bin Ladena jako bohatera i tworzył teologiczne uzasadnienia dla zamachów samobójczych. Były brytyjski neonazista stał się czołowym propagandystą dżihadu na Zachodzie.

Dla postronnego obserwatora był to akt totalnej zdrady i ideologicznej wolty. Jednak dla kogoś, kto rozumie doktrynę O9A i logikę akceleracjonizmu, ten ruch jest przerażająco spójny. Był to podręcznikowy przykład "Insight Role" – dogłębnej, wieloletniej infiltracji ruchu, który, choć ideologicznie odmienny, był taktycznym sojusznikiem w dziele niszczenia wspólnego wroga: liberalno-demokratycznego, "syjonistycznego" Zachodu. Myatt nie "stał się" muzułmaninem w tradycyjnym sensie; on użył islamu jako broni, jako wehikułu dla swojej niezmiennej, akceleracjonistycznej misji.

To właśnie ta zdolność do swobodnego poruszania się między najbardziej ekstremalnymi i monitorowanymi grupami, a także sama natura O9A jako narzędzia do prowokowania chaosu, skłoniły niektórych analityków do postawienia kontrowersyjnej hipotezy o jego powiązaniach ze służbami specjalnymi. Czy Myatt mógł być agentem prowokatorem, działającym w ramach jakiejś formy współczesnej "strategii napięcia"? Nie ma na to bezpośrednich dowodów, a jedynie poszlaki i spekulacje. Historyczny precedens operacji takich jak Gladio (siatki "stay-behind" NATO, które we Włoszech były powiązane z prawicowym terroryzmem) pokazuje jednak, że granica między autentycznym ekstremizmem a grą wywiadów bywa niezwykle cienka. Niezależnie od prawdy, sama aura tajemnicy i podejrzenia o bycie agentem doskonale wpisuje się w mitologię i makiaweliczny etos O9A.

Po ponad dekadzie bycia czołowym dżihadystą, w 2010 roku Myatt dokonał kolejnej wolty. Ogłosił, że porzuca islam i wszelkie formy ekstremizmu. Opracował własną, mistyczną "filozofię numinosum", opartą na empatii i honorze, i publicznie wyrzekł się wszystkich swoich dawnych, radykalnych pism, zarówno tych nazistowskich, jak i islamistycznych, określając je jako błędne i szkodliwe. Dla wielu był to dowód na jego ostateczną przemianę. Jednak dla sceptyków i badaczy O9A, był to po prostu kolejny, najbardziej wyrafinowany etap jego życiowej "Insight Role". Była to próba zbudowania nowej, pozornie łagodnej tożsamości, która pozwoli mu zniknąć z radarów służb i kontynuować swoją pracę w ukryciu. Wycofanie się "Antona Longa" z aktywnego kierowania Zakonem w tym samym czasie zdawało się potwierdzać tę tezę.

Niezależnie od tego, czy David Myatt był prorokiem, prowokatorem, czy po prostu niezwykle zręcznym, ideologicznym kameleontem, jego życie jest ostatecznym manifestem akceleracjonizmu w praktyce. Pokazuje ono, że dla prawdziwego akceleracjonisty ideologia jest tylko narzędziem, a jedyną stałą wartością jest sam proces destrukcji. To właśnie ta bezwzględna, makiaweliczna i transgresyjna filozofia została wlana w serce Order of Nine Angles, czyniąc z niego nie tylko kult, ale szkołę dla nowego typu rewolucjonisty.

Analiza trajektorii Myatta ujawnia coś znacznie głębszego niż tylko serię ideologicznych konwersji. Ujawnia ona fundamentalną cechę umysłowości akceleracjonistycznej: całkowite podporządkowanie treści formie. Dla Myatta, konkretna treść ideologii – czy to aryjska supremacja, salaficki dżihad, czy pogański mistycyzm – zdaje się być drugorzędna. Jest ona jedynie tymczasowym "oprogramowaniem", które można zainstalować i odinstalować w zależności od strategicznych potrzeb. Prawdziwą, niezmienną "formą" lub "systemem operacyjnym" jest co innego: jest to radykalny, elitarystyczny bunt przeciwko istniejącemu porządkowi (mundus), pragnienie jego zniszczenia i zastąpienia nową, autorytarną i hierarchiczną erą. Z tej perspektywy, neonazizm i radykalny islam nie są sobie przeciwstawne; są one postrzegane jako dwa różne, ale równie skuteczne, historyczne wektory ataku na wspólnego wroga – zdegenerowany, materialistyczny i egalitarny Zachód. Myatt, przechodząc z jednego ekstremum w drugie, nie zdradzał sprawy; on po prostu zmieniał broń na taką, która w danym momencie historycznym wydawała mu się bardziej skuteczna.

Ta postawa jest esencją akceleracjonizmu w jego najbardziej bezwzględnej formie. Nie chodzi o wierność konkretnej utopii, ale o wierność samemu procesowi destrukcji. Jest to postawa totalnie instrumentalna, która postrzega ruchy polityczne i religijne nie jako wspólnoty oparte na wierze, ale jako narzędzia do osiągnięcia celu. To tłumaczy, dlaczego akceleracjoniści z kręgów O9A i Siege wyrażają często podziw dla taktyki i determinacji dżihadystów, nawet jeśli gardzą ich teologią. Rozpoznają w nich bowiem tę samą, bezkompromisową wolę zniszczenia. Życie Myatta jest więc praktyczną lekcją: prawdziwy rewolucjonista nie jest niewolnikiem jednej idei; jest panem, który używa wszystkich dostępnych idei jako narzędzi do kształtowania historii.

Co więcej, jego ostatnia transformacja w rzekomo łagodnego mistyka jest być może jego najbardziej wyrafinowanym i niebezpiecznym posunięciem. Publiczne odcięcie się od całej swojej ekstremistycznej przeszłości jest doskonałą strategią obronną. Utrudnia ono pociągnięcie go do prawnej odpowiedzialności za inspirowanie realnej przemocy i tworzy zasłonę dymną, za którą on sam lub jego następcy mogą kontynuować pracę. Jest to realizacja jednego z kluczowych zaleceň O9A: działania w ukryciu, unikania rozgłosu i manipulowania percepcją publiczną. To pokazuje, że gra, w którą gra Myatt, jest grą długofalową, obliczoną na dekady, a nawet stulecia. Jest to cierpliwa, strategiczna praca nad "kształtowaniem eonów", a nie gorączkowy, krótkoterminowy aktywizm.

Ostatecznie, postać Davida Myatta ucieleśnia ostateczny paradoks i zagrożenie ze strony akceleracjonizmu. Jest on dowodem na to, że najbardziej niebezpieczny ekstremista to niekoniecznie fanatyczny, jednowymiarowy wyznawca jednej doktryny. Znacznie groźniejszy jest zimny, makiaweliczny strateg, który potrafi przybierać dowolne maski, infiltrować dowolne środowiska i posługiwać się dowolną ideologią, aby realizować swój nadrzędny, destrukcyjny cel. Niezależnie od tego, czy jest on prorokiem nowego eonu, czy cynicznym prowokatorem, jego życie pozostaje najbardziej kompletnym i przerażającym studium przypadku tego, czym jest i do czego dąży radykalny akceleracjonizm.

Biografia Myatta jest również praktycznym zastosowaniem idei, które w formie abstrakcyjnej odnajdujemy u myślicieli, których wcześniej analizowaliśmy. Jest on niemal idealnym, choć potwornym, ucieleśnieniem nietzscheańskiego Nadczłowieka, który działa "poza dobrem i złem". Jego kolejne transformacje ideologiczne są wyrazem suwerennej woli, która nie jest skrępowana tradycyjną moralnością ani wymogiem spójności. Działa on zgodnie z wyższą logiką – logiką woli mocy, dla której kategorie takie jak "nazizm" czy "islam" są jedynie tymczasowymi narzędziami w wielkiej grze o kształtowanie przyszłości. Jego życie jest performatywnym aktem "przewartościowania wszystkich wartości", w którym lojalność wobec procesu destrukcji staje się jedyną, absolutną wartością.

Co więcej, jego strategiczne wykorzystanie religii i ideologii jako narzędzi do destabilizacji jest mrocznym echem heglowskiej "przebiegłości rozumu". Myatt, podobnie jak Hegelowscy "światowo-historyczni osobnicy", zdaje się wierzyć, że realizuje głębszy, historyczny (lub w jego przypadku kosmiczny) plan, posługując się ludzkimi namiętnościami i konfliktami. Wojna między Zachodem a islamem nie jest dla niego tragedią, ale pożądanym, dialektycznym konfliktem – tezę (liberalny Zachód) należy zderzyć z potężną antytezą (radykalny islam), aby z ich zderzenia wyłoniła się nowa, wyższa synteza (Imperium O9A). W tej perspektywie, wspieranie dżihadu przez byłego nazistę nie jest zdradą, ale strategicznym posunięciem na wielkiej, historycznej szachownicy.

Ta zdolność do instrumentalnego traktowania najbardziej fundamentalnych ludzkich przekonań czyni Myatta i całą filozofię O9A niezwykle trudnymi do zrozumienia dla tradycyjnego analityka ekstremizmu. Jesteśmy przyzwyczajeni do myślenia o radykałach jako o fanatykach, którzy są zaślepieni jedną ideą. Myatt prezentuje zupełnie nowy, znacznie bardziej niebezpieczny model: ekstremistę jako zimnego, makiawelicznego gracza, który nie jest niewolnikiem ideologii, ale jej panem. To właśnie ta postawa przyciąga do O9A pewien typ wyalienowanych, ale inteligentnych jednostek, które gardzą prostym, emocjonalnym rasizmem i poszukują bardziej elitarnej, "arystokratycznej" formy buntu.

Ostatecznie, postać Myatta zmusza nas do postawienia fundamentalnego pytania o autentyczność w ekstremizmie. Czy jego kolejne konwersje były autentyczne? Z perspektywy O9A, to pytanie jest źle postawione. Autentyczność nie leży w wierności zewnętrznej doktrynie, ale w wierności wewnętrznej, transformacyjnej ścieżce, której celem jest przezwyciężenie samego "ja". Być może Myatt autentycznie wierzył w nazizm, a potem autentycznie wierzył w islam, a teraz autentycznie wierzy w swoją filozofię numinosum, ponieważ każda z tych wiar była w danym momencie niezbędnym etapem na jego osobistej, siedmiostopniowej ścieżce. W tej przerażającej logice, nawet najbardziej fundamentalne przekonania stają się jedynie jednorazowymi narzędziami w procesie samoubóstwienia.

Właśnie ta absolutnie bezwzględna, skoncentrowana na jednostce i jej transformacji filozofia stanowi ostateczny "dar" Davida Myatta dla akceleracjonizmu. Oderwał on neonazizm od jego historycznych, politycznych i kolektywnych korzeni, przekształcając go w indywidualistyczną, egzystencjalną ścieżkę dla elity. To już nie jest walka o naród czy rasę w tradycyjnym sensie; to jest walka o własne, osobiste przekroczenie ludzkich ograniczeń, w której zniszczenie istniejącego świata jest jedynie spektakularnym efektem ubocznym. O9A prywatyzuje apokalipsę, czyniąc z niej narzędzie osobistej inicjacji. Ta perspektywa jest niezwykle atrakcyjna dla zatomizowanych, wyalienowanych jednostek ery internetu, które nie czują już żadnej więzi ze społeczeństwem, a jedynie pogardę dla jego "stadnej" moralności.

Co więcej, poprzez swoje rzekome "wycofanie się" i odcięcie się od swoich dawnych pism, Myatt dokonał ostatniego, mistrzowskiego posunięcia. Oddzielił dzieło od autora, pozwalając doktrynie O9A żyć własnym, autonomicznym życiem. Dzięki temu O9A nie jest już kultem jednego lidera, którego można zdyskredytować, aresztować czy zabić. Stało się ono zdecentralizowaną, otwartą platformą ideologiczną, zbiorem tekstów i praktyk, które każdy może swobodnie interpretować, adaptować i rozwijać. Anonimowość "Antona Longa" i niejasna historia Zakonu tylko potęgują ten efekt, nadając mu aurę starożytnej, tajemnej tradycji, która jest przekazywana przez bezimiennych adeptów.

W ten sposób, gdy w drugiej dekadzie XXI wieku idee O9A zaczęły masowo rozprzestrzeniać się w internecie i trafiać na fora takie jak Iron March, nie były już one postrzegane jako dzieło jednego, kontrowersyjnego człowieka. Były postrzegane jako autentyczny i potężny system magiczno-filozoficzny, który oferował to, czego brakowało wszystkim innym formom prawicowego ekstremizmu: głębię, cel i duchowe usprawiedliwienie.

Dla młodego, zradykalizowanego neonazisty, który odkrywał te pisma, O9A dostarczało:

  • Poczucia misji: Jego nienawiść i pragnienie przemocy nie były już tylko patologią, ale częścią kosmicznej wojny przeciwko siłom zła i degeneracji.

  • Poczucia elitarności: Nie był już tylko jednym z wielu "skinheadów", ale wtajemniczonym adeptem, magiem-wojownikiem, który posiadł zakazaną wiedzę.

  • Ostatecznego alibi: Jego najbardziej odrażające fantazje – o morderstwie, terrorze, okrucieństwie – zostały nie tylko usprawiedliwione, ale wręcz uświęcone jako niezbędne etapy na drodze do samoubóstwienia.

To właśnie ta potężna, toksyczna mieszanka ezoterycznego nazizmu, makiawelicznej strategii i indywidualistycznej ścieżki transgresji stała się idealnym "paliwem duchowym" dla akceleracjonistycznego silnika. O9A dostarczyło metafizycznej nadbudowy dla brutalnego, materialistycznego nihilizmu zawartego w Siege. Teraz, gdy wszystkie trzy komponenty – filozoficzna rama (Land/NRx), praktyczna instrukcja (Mason) i duchowe paliwo (O9A) – były już dostępne w cyfrowej przestrzeni, wystarczyło tylko jedno miejsce, jeden "cyfrowy kocioł", w którym mogłyby one zostać połączone w ostateczną, wybuchową syntezę. Tym miejscem miało stać się forum Iron March.

3x04

Po tym, jak przeanalizowaliśmy trzy kluczowe, choć dotąd rozproszone, strumienie ideologiczne – ezoteryczną filozofię akceleracjonizmu, brutalną strategię Siege i okultystyczną duchowość O9A – nasza historia dociera do miejsca, w którym te trzy toksyczne rzeki zlały się w jedną, potężną i niszczycielską powódź. Tym miejscem nie był uniwersytet, tajne spotkanie w lesie ani podziemna drukarnia. Była to przestrzeń na wskroś nowoczesna i globalna: forum internetowe Iron March. Działające w latach 2011-2017, Iron March nie było kolejnym, typowym forum dla rasistów czy białych nacjonalistów. Było to zjawisko unikalne – świadoma i celowa próba stworzenia globalnego, elitarnego inkubatora dla "prawdziwego", bezkompromisowego i rewolucyjnego faszyzmu, który miał przezwyciężyć słabości i porażki wszystkich dotychczasowych ruchów skrajnie prawicowych.

Kontekst powstania Iron March jest kluczowy dla zrozumienia jego charakteru. Forum zostało założone przez rosyjskiego nacjonalistę, Alishera Mukhitdinova, piszącego pod pseudonimem "Alexander Slavros". Slavros i pierwsi użytkownicy forum żywili głęboką pogardę dla istniejącej sceny skrajnie prawicowej. Gardzili oni zarówno starymi, anachronicznymi partiami neonazistowskimi, które postrzegali jako nieskuteczne i skompromitowane, jak i rodzącym się wówczas w Stanach Zjednoczonych ruchem "alt-right". Alt-right, z jego koncentracją na internetowym trollingu, prowokacjach i populistycznej próbie wpłynięcia na mainstreamową politykę, był dla nich ucieleśnieniem wszystkiego, co słabe i nieautentyczne. Uważali go za ruch "miękki", pozbawiony ideologicznej głębi, dyscypliny i, co najważniejsze, rewolucyjnej woli.

Celem Slavrosa było stworzenie czegoś zupełnie innego. Chciał on zbudować międzynarodową, elitarną przestrzeń dla "prawdziwych" faszystów – ludzi ideowych, zdyscyplinowanych i gotowych do realnej walki. Inspiracją nie były dla niego współczesne ruchy, ale historyczne, "heroiczne" przykłady europejskiego faszyzmu, takie jak rumuńska Żelazna Gwardia Corneliu Codreanu, z jej połączeniem mistycyzmu, kultu męczeństwa i bezwzględnej przemocy. Iron March miało być miejscem, gdzie narodzi się nowa, transnarodowa awangarda faszystowska, zdolna do działania w warunkach XXI wieku.

To elitarne pozycjonowanie ukształtowało unikalną kulturę i demografię forum. Analiza danych, które wyciekły po zhakowaniu serwerów Iron March w 2019 roku, potwierdziła to, co było widoczne w samej treści dyskusji. Użytkownikami byli w przeważającej mierze młodzi, często dobrze wykształceni (studenci, absolwenci), ale głęboko wyalienowani mężczyźni z całego świata, z silną reprezentacją Stanów Zjednoczonych, Europy Wschodniej (w tym Polski), Bałkanów i Rosji. W przeciwieństwie do wielu innych forów ekstremistycznych, które toną w prymitywnych obelgach, Iron March promowało kulturę "czytania teorii". Było to miejsce długich, erudycyjnych dyskusji na temat pism Juliusa Evoli, Carla Schmitta, Savitri Devi, Oswalda Mosleya i innych klasycznych myślicieli faszystowskich i tradycjonalistycznych. Użytkownicy byli zachęcani do studiowania, do intelektualnego zbrojenia się. Było to miejsce dla "intelektualistów" i "arystokratów ducha" w ruchu.

Ta intelektualna pretensjonalność szła w parze z unikalną estetyką – mroczną, surową, totalitarną i militarną, która czerpała z ikonografii historycznego faszyzmu, ale przetwarzała ją w nowoczesny, cyfrowy sposób. Język forum był hybrydą akademickiego, filozoficznego żargonu i brutalnej, dehumanizującej retoryki nienawiści. To właśnie w tej atmosferze – intelektualnego elitaryzmu, globalnej współpracy i głębokiego pragnienia znalezienia "trzeciej drogi", która wykroczy poza porażki przeszłości – stworzono idealne warunki dla wielkiej, ideologicznej syntezy. Użytkownicy Iron March nie szukali gotowych odpowiedzi; szukali nowych, potężniejszych i bardziej skutecznych form radykalizmu. Byli gotowi i otwarci na przyjęcie i połączenie idei, które dla innych wydawałyby się zbyt ekstremalne, zbyt dziwaczne lub zbyt nihilistyczne. Byli idealną publicznością dla pism Masona, doktryny O9A i filozofii Landa.

Kluczowym elementem, który odróżniał Iron March od innych platform, był jego transnarodowy charakter. Forum aktywnie promowało ideę "paneuropejskiego" lub "białego" nacjonalizmu, który miał wykroczyć poza małostkowe, historyczne konflikty między narodami. Użytkownicy z Polski mogli swobodnie dyskutować z Rosjanami, Amerykanie z Niemcami, a wszyscy byli zjednoczeni wokół wspólnego wroga ("Systemu", liberalizmu, globalizmu) i wspólnego celu (obalenia go). To stworzyło bezprecedensowe w historii skrajnej prawicy poczucie globalnej solidarności i wspólnoty. Anonimowość internetu pozwoliła na zbudowanie sojuszy i wymianę idei, które byłyby niemożliwe w realnym świecie. Była to realizacja marzenia o "Faszystowskiej Międzynarodówce" w erze cyfrowej.

Co więcej, Iron March funkcjonowało jako brutalny mechanizm selekcji i radykalizacji. Nowi użytkownicy byli poddawani swoistemu "testowi" – musieli udowodnić swoją wiedzę ideologiczną, bezkompromisowość i odporność na prowokacje. Ci, którzy okazywali się zbyt "miękcy", sentymentalni lub przywiązani do mainstreamowych idei, byli bezlitośnie wyśmiewani i wyrzucani. Przetrwać mogli tylko najtwardsi, najbardziej zdeterminowani i najbardziej otwarci na radykalne idee. Ten proces działał jak wirówka, która odrzucała lżejsze elementy, pozostawiając w środku jedynie najgęstszy, najbardziej toksyczny rdzeń ideologiczny. W ten sposób forum nie tylko przyciągało radykałów, ale aktywnie ich produkowało, popychając użytkowników do coraz bardziej ekstremalnych pozycji w celu zyskania akceptacji i statusu w tej elitarnej społeczności.

Należy również podkreślić rolę samego Slavrosa jako ideologicznego kuratora. Nie było to forum całkowicie wolnej amerykanki. Slavros i moderatorzy aktywnie promowali określone nurty myślowe, które uważali za najbardziej obiecujące. To właśnie oni nadali ton dyskusji, kładąc nacisk na antydemokratyzm, elitaryzm, rewolucyjną przemoc i odrzucenie biologicznego rasizmu na rzecz bardziej "duchowego" lub "kulturowego" faszyzmu w stylu Evoli. Stworzyło to środowisko, w którym idee, które w innych miejscach zostałyby odrzucone jako zbyt dziwaczne (jak okultyzm O9A) lub zbyt nihilistyczne (jak filozofia Landa), tutaj były traktowane z najwyższą powagą jako potencjalne rozwiązania problemu politycznej impotencji skrajnej prawicy. Iron March nie było tylko miejscem dyskusji; było laboratorium ideologicznym, w którym świadomie eksperymentowano z najbardziej niebezpiecznymi koncepcjami w poszukiwaniu ostatecznej, zwycięskiej formuły. To właśnie ta gotowość do eksperymentu i przekraczania wszelkich granic doprowadziła do momentu, w którym pozornie niepowiązane ze sobą idee zaczęły się ze sobą łączyć.

W tym starannie wyselekcjonowanym i zradykalizowanym środowisku intelektualnym, jakim było Iron March, nadszedł w końcu moment wielkiej, mrocznej syntezy. Nie był to pojedynczy, nagły akt, ale raczej proces stopniowego przenikania się i łączenia idei, który trwał przez kilka lat, a jego kulminacja nastąpiła mniej więcej w latach 2014-2016. Użytkownicy forum, w swoim desperackim poszukiwaniu nowej, skutecznej formy faszyzmu, zaczęli świadomie i celowo łączyć ze sobą trzy, dotąd w dużej mierze odrębne, strumienie radykalizmu. Był to proces, który można opisać w trzech kluczowych krokach, z których każdy dostarczał nowej, brakującej części do ostatecznej, ideologicznej układanki.

Pierwszym i najważniejszym krokiem była adopcja doktryny Siege jako jedynej słusznej strategii. Kluczową rolę w tym procesie odegrał niezwykle wpływowy użytkownik forum, piszący pod pseudonimem "Moonlord". To on, wraz z kilkoma innymi, niestrudzenie promował zapomniane pisma Jamesa Masona, przedstawiając je jako brutalną, ale konieczną prawdę, której skrajna prawica bała się do tej pory przyznać. Argumentował on, że cała historia ruchu po 1945 roku to historia porażek, a jedyną drogą naprzód jest totalne odrzucenie polityki i przyjęcie strategii bezlitosnego, zdecentralizowanego terroru. Jego argumenty trafiły na podatny grunt. Doktryna Siege stała się na forum nową ortodoksją, a jej przyjęcie – proces określany jako "Siege-pilling" (w nawiązaniu do "czerwonej pigułki" z Matrixa) – było znakiem przynależności do najbardziej radykalnej, bezkompromisowej awangardy ruchu. W ten sposób, nowy, akceleracjonistyczny faszyzm zyskał swój pierwszy, fundamentalny element: praktyczny plan działania, oparty na chaosie i terrorze samotnych wilków.

Drugim krokiem było wchłonięcie okultystycznej duchowości Order of Nine Angles jako metafizycznego wymiaru walki. Idee, estetyka i symbolika O9A, choć początkowo niszowe, z czasem stały się wszechobecne na forum. Runy, sigile, odniesienia do eonów, "cullingu" i satanistycznej mitologii zaczęły przenikać do dyskusji i materiałów propagandowych. Co kluczowe, doktryna O9A nie była postrzegana jako sprzeczna z brutalnym, ateistycznym nihilizmem Siege. Wręcz przeciwnie, była jego idealnym uzupełnieniem. Nadała ona surowej, nihilistycznej strategii Masona wyższy, duchowy i kosmiczny sens. Terror przestał być tylko taktyką polityczną mającą na celu wywołanie wojny rasowej; stał się świętą, inicjacyjną misją, aktem magicznym, który ma na celu nie tylko zniszczenie "Systemu", ale także transformację samego adepta i przyspieszenie nadejścia nowego, mrocznego eonu. W ten sposób ruch zyskał swój drugi element: głębokie, duchowe uzasadnienie dla przemocy.

Trzecim i ostatnim krokiem było odkrycie pism Nicka Landa i neoreakcjonistów jako ostatecznego, intelektualnego usankcjonowania. Teksty te, początkowo krążące w bardziej akademickich, filozoficznych zakątkach internetu, w końcu trafiły na Iron March i zaczęły być intensywnie dyskutowane. Dla użytkowników forum, którzy cenili sobie intelektualizm i pogardzali prostackim rasizmem, myśl Landa była objawieniem. Jego antydemokratyzm, elitaryzm, pogarda dla ludzkości i, co najważniejsze, jego fatalistyczna, deterministyczna wizja technologicznie napędzanego upadku idealnie pasowały do ich istniejącej ideologii. Land dostarczył im czegoś, czego nie mogli znaleźć ani u Masona, ani w O9A: futurystycznej, pseudonaukowej i kosmologicznej ramy, która umieszczała ich walkę w kontekście nieuchronnego, planetarnego procesu historycznego. Ich nienawiść i pragnienie zniszczenia nie były już tylko subiektywnym wyborem; były one zgodne z samą logiką historii i ewolucji. W ten sposób ruch zyskał swój trzeci, finalny element: pozór intelektualnej głębi i historycznej konieczności.

W ten sposób, w cyfrowym kotle Iron March, trzy potężne, toksyczne strumienie zlały się w jedną, przerażającą rzekę. Brutalna praktyka Siege, uświęcona przez okultystyczną misję O9A i uzasadniona przez technologiczną metafizykę Landa, stworzyła nową, niezwykle spójną i śmiertelnie niebezpieczną ideologię: zbrojny, prawicowy akceleracjonizm. Jej wizualnym wyrazem stała się nowa, mroczna estetyka, określana czasem jako "Siege-wave" lub "Skull-mask culture", która łączyła totalitarną symbolikę (czarne słońce, totentopf) z estetyką gore, cyfrowymi zakłóceniami (glitch-art) i wizerunkiem zamaskowanego, anonimowego terrorysty. Była to ideologia gotowa do wyjścia z internetu i wkroczenia do realnego świata.

Warto tu na marginesie wspomnieć o ciekawym zjawisku kulturowym, które, choć nie było centralne dla samego Iron March, doskonale ilustruje, jak ta nowa, synkretyczna ideologia zaczęła przenikać do szerszej, podziemnej estetyki. Mowa o tajemniczym projekcie muzycznym Black Magick SS. Jego psychodeliczna, lo-fi mieszanka black metalu, rocka z lat 70. i syntezatorów, połączona z otwartym wykorzystaniem symboliki nazistowskiej i okultystycznej, stworzyła unikalny, uwodzicielski klimat. Choć projekt ten zyskał szerszą popularność już po upadku Iron March, to jego estetyka – łącząca w sobie ezoteryczną tajemnicę z totalitarną brutalnością – idealnie rezonowała z duchem, który narodził się na forum. Jest to przykład tego, jak idee skrystalizowane w niszowych, ideologicznych przestrzeniach mogą zacząć promieniować na zewnątrz, inspirując powstawanie nowych, niepokojących form ekspresji artystycznej w szerszej subkulturze ekstremistycznej, stając się częścią ścieżki dźwiękowej dla tych, którzy identyfikują się z tą mroczną syntezą.

Jednak to, co było największą siłą Iron March – jego bezkompromisowy radykalizm i otwartość na najbardziej ekstremalne idee – stało się ostatecznie przyczyną jego upadku. Forum, które miało być elitarnym inkubatorem ideologicznym, zaczęło przyciągać coraz więcej osób realnie zainteresowanych przemocą i terrorryzmem. Dyskusje teoretyczne zaczęły ustępować miejsca praktycznym poradom, a granica między filozofowaniem a planowaniem stawała się coraz cieńsza. Platforma stała się zbyt niebezpieczna i zbyt widoczna dla organów ścigania na całym świecie. W listopadzie 2017 roku, po sześciu latach działalności, forum Iron March nagle i bez wyjaśnienia zniknęło z sieci. Do dziś nie ma pełnej jasności co do bezpośredniej przyczyny jego zamknięcia – czy była to decyzja samego Slavrosa w obawie przed konsekwencjami prawnymi, czy wynik działania służb specjalnych.

Wydawało się, że zamknięcie forum będzie ostatecznym ciosem dla ruchu, który się na nim narodził. Stało się jednak dokładnie odwrotnie. Upadek Iron March nie zabił idei; uwolnił ją. Był to moment, w którym ideologiczny wirus, hodowany przez lata w kontrolowanych warunkach cyfrowego laboratorium, wydostał się na zewnątrz i zaczął infekować znacznie szerszy ekosystem internetu. Społeczność, która przez lata budowała swoją tożsamość i zacieśniała więzi na forum, nie rozpłynęła się w powietrzu. Nastąpiła wielka migracja. Użytkownicy, posługując się zapasowymi kanałami komunikacji, przenieśli się na inne, bardziej zdecentralizowane i bezpieczniejsze platformy, przede wszystkim na szyfrowaną aplikację Telegram.

Ten przymusowy exodus miał paradoksalne, akceleracjonistyczne konsekwencje. Po pierwsze, zdecentralizował ruch, czyniąc go jeszcze trudniejszym do monitorowania i zwalczania. Zamiast jednego, centralnego forum, powstała cała sieć setek wzajemnie powiązanych kanałów i czatów na Telegramie, tworząc hydrę, której nie dało się już ściąć jednym ciosem. Po drugie, dodatkowo zradykalizował jego członków. Przetrwali tylko ci najbardziej zdeterminowani i najlepiej obeznani z technologią. Poczucie bycia celem ataku ze strony "Systemu" tylko wzmocniło ich paranoję i przekonanie o słuszności ich walki.

Jednak najważniejszym wydarzeniem, które na zawsze zmieniło historię Iron March i ujawniło jego prawdziwe dziedzictwo, był wielki wyciek danych w listopadzie 2019 roku. Użytkownik o pseudonimie "antifa-data" opublikował w internecie kompletną bazę danych forum, zawierającą adresy e-mail, adresy IP, nazwy użytkowników i całą zawartość prywatnych wiadomości. Był to cios ostateczny, który zdemaskował setki anonimowych faszystów, prowadząc do utraty pracy, wyrzucenia z uczelni, a w niektórych przypadkach do aresztowań. Dla badaczy i dziennikarzy, wyciek ten stał się bezcennym źródłem wiedzy, kamieniem z Rosetty, który pozwolił zrekonstruować całą historię, ideologię i siatkę powiązań tego mrocznego uniwersum.

Historia Iron March jest więc opowieścią o spektakularnym sukcesie i równie spektakularnym upadku. Było to miejsce, które w ciągu zaledwie kilku lat zdołało stworzyć nową, potężną i globalną ideologię terrorystyczną. Jednocześnie, jego własna, ekstremalna natura i paranoiczna kultura nie uchroniły go przed infiltracją i ostateczną dekonspiracją. Jednak, jak zobaczymy w następnej sekcji, zanim forum ostatecznie upadło, zdążyło wydać na świat swoje najbardziej mordercze dzieci.

3x05

Historia Iron March nie jest tylko opowieścią o internetowych dyskusjach i ewolucji idei. Jest to przede wszystkim historia o tym, jak te idee przekształciły się w realne, zorganizowane i mordercze zagrożenie. Najważniejszym i najbardziej złowrogim "produktem finalnym" cyfrowego kotła Iron March było bez wątpienia powstanie Atomwaffen Division (AWD). Ta amerykańska, neonazistowska organizacja terrorystyczna nie była po prostu "zainspirowana" przez forum; ona się na nim narodziła. Była bezpośrednim, praktycznym wcieleniem wielkiej syntezy ideologicznej, która dokonała się w tej przestrzeni.

Założyciele i pierwsi, kluczowi członkowie Atomwaffen Division, tacy jak Brandon Russell, byli aktywnymi, wpływowymi i szanowanymi użytkownikami Iron March. To właśnie tam, w trakcie wieloletnich dyskusji, nasiąkali doktryną Siege, estetyką O9A i filozofią akceleracjonizmu. AWD powstało w 2015 roku jako próba przeniesienia tych idei z ekranu komputera do realnego świata. Była to próba stworzenia elitarnej, zdyscyplinowanej i gotowej do walki zbrojnej awangardy, która miała w praktyce realizować strategię Jamesa Masona.

Analiza materiałów propagandowych Atomwaffen – ich mrocznych, stylizowanych filmów, plakatów i grafik – jest jak podróż przez archiwum Iron March. Jest to doskonały przykład ideologii w praktyce. Widzimy tam wszystkie elementy wielkiej syntezy:

  • Estetyka Siege: Centralnym elementem ikonografii AWD jest maska z czaszką (skull mask), która ma symbolizować anonimowość, bezwzględność i odczłowieczenie bojownika. Jest to bezpośrednie nawiązanie do estetyki promowanej w kulturze Siege.

  • Symbolika O9A: W ich materiałach regularnie pojawiają się symbole satanistyczne i okultystyczne, zwłaszcza te związane z Order of Nine Angles. AWD otwarcie promowało O9A jako oficjalną "duchowość" swojej organizacji, zachęcając członków do podążania "Siedmiostopniową Ścieżką".

  • Retoryka akceleracjonistyczna: Ich manifesty i komunikaty są przesiąknięte językiem akceleracjonizmu. Mówią o konieczności "przyspieszenia upadku", o "wojnie rasowej" jako nieuchronnym celu i o "Systemie" jako totalitarnym wrogu, którego należy zniszczyć za wszelką cenę.

Jednak Atomwaffen Division nie było tylko grupą produkującą propagandę. Szybko przekształciło się w realną siatkę terrorystyczną, powiązaną z serią brutalnych przestępstw. Jej członkowie byli odpowiedzialni za co najmniej pięć morderstw w latach 2017-2018. Inni byli aresztowani za posiadanie materiałów wybuchowych, planowanie zamachów na infrastrukturę krytyczną (taką jak elektrownie atomowe, co nawiązuje do nazwy grupy) i inne akty przemocy. Brandon Russell, lider grupy, został aresztowany po tym, jak w jego mieszkaniu znaleziono materiały do budowy bomb i radioaktywny tor, a dwaj jego współlokatorzy, również członkowie AWD, zostali zamordowani przez czwartego członka, który obawiał się, że zdradzą oni plany grupy policji.

Historia Atomwaffen Division jest przerażającym dowodem na to, że idee, które rodzą się i ewoluują w anonimowej przestrzeni internetu, mają realne i śmiertelnie niebezpieczne konsekwencje. Jest to ostateczne potwierdzenie, że Iron March nie było tylko miejscem dyskusji, ale skutecznym inkubatorem terroru, który zdołał przekształcić grupę wyalienowanych, internetowych radykałów w zorganizowaną i morderczą siatkę, gotową do prowadzenia wojny z całym światem.

Struktura i modus operandi Atomwaffen Division były bezpośrednim odzwierciedleniem zdecentralizowanej, sieciowej filozofii, którą grupa odziedziczyła po Siege i kulturze internetowej. AWD nigdy nie było scentralizowaną, hierarchiczną organizacją w stylu starych partii nazistowskich. Funkcjonowało raczej jako zdecentralizowana sieć małych, lokalnych komórek rozsianych po całych Stanach Zjednoczonych. Komórki te, choć luźno powiązane wspólną ideologią i propagandą, cieszyły się dużą autonomią. Taka struktura miała dwie kluczowe zalety. Po pierwsze, była znacznie trudniejsza do zinfiltrowania i zniszczenia przez organy ścigania. Po drugie, promowała inicjatywę i radykalizację na poziomie lokalnym, zachęcając członków do samodzielnego działania.

Kluczowym elementem działalności AWD było szkolenie paramilitarne. Członkowie grupy regularnie organizowali tajne spotkania w lasach i na pustyniach, tzw. "hate camps", podczas których ćwiczyli taktykę walki, strzelanie z różnych rodzajów broni i techniki przetrwania. Nagrania z tych szkoleń, profesjonalnie zmontowane i opatrzone mroczną, industrialną muzyką, stawały się następnie potężnym narzędziem propagandowym, mającym na celu przyciągnięcie nowych rekrutów i stworzenie wizerunku elitarnej, zdyscyplinowanej i śmiertelnie niebezpiecznej siły. Była to świadoma estetyzacja przemocy, która miała przemawiać do wyobraźni młodych, wyalienowanych mężczyzn, oferując im poczucie przynależności, celu i mocy w świecie, który postrzegali jako słaby i dekadencki.

Co odróżniało Atomwaffen od większości innych grup neonazistowskich, to ich skrajny elitaryzm i pogarda dla mas. Zgodnie z doktryną Siege, nie byli oni zainteresowani zdobywaniem popularności ani budowaniem szerokiego ruchu politycznego. Wręcz przeciwnie, gardzili "normikami" i masami, postrzegając je jako bezmyślne bydło, które jest częścią problemu, a nie rozwiązania. Ich celem nie było przekonanie społeczeństwa, ale jego terroryzowanie i zniszczenie. Postrzegali siebie jako małą, oświeconą awangardę, arystokrację ducha, która miała obowiązek przyspieszyć upadek zgniłej cywilizacji, nawet jeśli oznaczałoby to śmierć milionów. Ta postawa, nasycona nietzscheańską pogardą dla "moralności stadnej" i okultystyczną wiarą we własną wyższość, czyniła ich ideologicznie odpornymi na jakiekolwiek argumenty moralne i gotowymi do popełnienia najbardziej ekstremalnych aktów przemocy.

Ostatecznie, mimo serii aresztowań i wewnętrznych podziałów, które doprowadziły do formalnego "rozwiązania" grupy w 2020 roku, dziedzictwo Atomwaffen Division jest wciąż żywe. Ich ideologia, estetyka i taktyka zostały skopiowane przez liczne grupy-klony na całym świecie, a sama nazwa "Atomwaffen" stała się globalnym "brandem" dla najbardziej radykalnej i nihilistycznej formy neonazistowskiego terroryzmu. Co więcej, grupa ta udowodniła, że w erze cyfrowej możliwe jest stworzenie od zera, w ciągu zaledwie kilku lat, transnarodowej siatki terrorystycznej, która, choć niewielka liczebnie, jest w stanie wywrzeć ogromny wpływ psychologiczny i stanowić realne zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Była to ostateczna, krwawa walidacja teorii, które przez lata fermentowały w mrocznych zakątkach internetu.

Dowodem na to, że retoryka Atomwaffen Division nie była jedynie pustą groźbą, jest seria brutalnych morderstw i aktów terroru popełnionych przez jej członków, które wstrząsnęły Stanami Zjednoczonymi w latach 2017-2019. Te zbrodnie, choć często motywowane osobistymi konfliktami lub niestabilnością psychiczną sprawców, były nierozerwalnie związane z ideologicznym klimatem panującym wewnątrz grupy – kulturą paranoi, nienawiści i apoteozy przemocy. Jednym z najbardziej znanych i tragicznych przypadków jest morderstwo w Tampie na Florydzie w maju 2017 roku. To właśnie tam, w mieszkaniu wynajmowanym przez lidera AWD, Brandona Russella, doszło do tragedii, która obnażyła wewnętrzną brutalność kultu. Czwarty współlokator, Devon Arthurs, który niedawno przeszedł na radykalny islam (co jest kolejnym echem trajektorii Davida Myatta), zastrzelił dwóch pozostałych członków AWD, Andrew Oneschuka i Jeremy'ego Himmelmana. Motywem, jak sam zeznał, było to, że drwili oni z jego nowej wiary. Kiedy policja przybyła na miejsce, Russell, który nie był obecny podczas strzelaniny, został aresztowany po tym, jak w jego garażu odkryto w pełni funkcjonalny heksogen (materiał wybuchowy klasy wojskowej) oraz materiały radioaktywne, takie jak tor i ameryk. Ten incydent nie tylko doprowadził do uwięzienia lidera AWD, ale także pokazał, jak niestabilna i skłonna do wewnętrznej przemocy była ta grupa.

Innym, jeszcze bardziej przerażającym przykładem, który bezpośrednio łączy ideologię rasową z morderstwem, jest sprawa Samuela Woodwarda, członka komórki AWD w Kalifornii. W styczniu 2018 roku Woodward został aresztowany pod zarzutem brutalnego zamordowania Blaze'a Bernsteina, 19-letniego, otwarcie homoseksualnego studenta pochodzenia żydowskiego. Bernstein został zadźgany ponad dwudziestoma ciosami nożem, a jego ciało porzucono w płytkim grobie. Dowody zebrane przez śledczych, w tym analiza cyfrowej korespondencji Woodwarda, jednoznacznie wskazywały na motyw nienawiści. Woodward był aktywnym członkiem Atomwaffen, a jego internetowa historia była pełna rasistowskich, antysemickich i homofobicznych treści. Morderstwo Bernsteina było dla wielu postronnych obserwatorów momentem, w którym stało się jasne, że ideologiczna nienawiść promowana przez AWD i kulturę Siege przekłada się na realne, potworne zbrodnie. Była to praktyczna realizacja wezwania do "oczyszczenia" społeczeństwa z "elementów niepożądanych".

Te głośne sprawy to tylko część mrocznego bilansu Atomwaffen. Inni członkowie byli aresztowani i skazywani za szeroki wachlarz przestępstw, od nielegalnego posiadania broni i planowania zamachów, po groźby wobec dziennikarzy i aktywistów antyfaszystowskich. Grupa była również powiązana z tzw. "spiskiem z Las Vegas", w ramach którego członkowie AWD i inni ekstremiści planowali serię ataków na infrastrukturę krytyczną, synagogi i kluby dla osób LGBTQ+, aby sprowokować chaos podczas protestów Black Lives Matter w 2020 roku. Ten spisek, udaremniony przez FBI, pokazał strategiczne myślenie grupy, zgodne z doktryną Siege: wykorzystywanie istniejących napięć społecznych jako okazji do "przyspieszenia" konfliktu i wywołania wojny domowej.

Każde z tych przestępstw było kolejnym dowodem na to, że Atomwaffen Division nie było klubem dyskusyjnym ani grupą rekonstrukcyjną. Była to realna, funkcjonująca siatka terrorystyczna, która, choć niewielka, była w stanie siać strach i śmierć. Morderstwa te, często bezsensowne i brutalne, nie były odchyleniem od normy wewnątrz grupy; były jej logiczną konsekwencją. W kulturze, która czci Charlesa Mansona, promuje satanistyczne ofiary z ludzi i wzywa do totalnej wojny rasowej, granica między fantazją a morderstwem staje się niebezpiecznie cienka, a ostatecznie – całkowicie zanika. Podczas gdy Atomwaffen Division koncentrowało się na ideologicznym purytanizmie, okultystycznej estetyce i prowokacyjnych aktach terroru, z tego samego akceleracjonistycznego ekosystemu narodził się równoległy, choć odmienny w strategii, projekt: The Base. Nazwa, będąca angielskim tłumaczeniem arabskiego słowa "Al-Kaida", była celową i prowokacyjną deklaracją intencji. Założyciel grupy, działający pod pseudonimem "Norman Spear" (później zidentyfikowany jako Rinaldo Nazzaro), chciał stworzyć dla białych nacjonalistów coś na kształt zdecentralizowanej siatki treningowej, jaką Al-Kaida stworzyła dla dżihadystów. The Base, w przeciwieństwie do bardziej "filozoficznego" AWD, miało być na wskroś praktyczne.

Jeśli Atomwaffen było "wydziałem ideologicznym" ruchu, to The Base miało być jego "wydziałem szkoleniowym". Celem Nazzaro nie było prowadzenie skomplikowanych debat na temat ezoterycznego hitleryzmu, ale zjednoczenie rozproszonych, radykalnych jednostek i małych komórek w ramach jednej, luźnej siatki i zapewnienie im dostępu do realnego, paramilitarnego szkolenia. The Base organizowało w całych Stanach Zjednoczonych i za granicą obozy treningowe, na których członkowie uczyli się posługiwania bronią, taktyki małych oddziałów, przetrwania w trudnych warunkach, a także produkcji materiałów wybuchowych. Miało to na celu przygotowanie kadr dla nadchodzącej, nieuchronnej, jak wierzyli, zapaści cywilizacyjnej i wojny rasowej.

Chociaż The Base było mniej skoncentrowane na specyficznej, okultystycznej doktrynie O9A, to w pełni podzielało fundamentalne założenia akceleracjonizmu w stylu Siege. Jego członkowie również wierzyli, że system jest nie do zreformowania i że jedynym rozwiązaniem jest przyspieszenie jego upadku poprzez akty sabotażu i przemocy. Ich strategia była jednak bardziej długofalowa. Zamiast pojedynczych, spektakularnych aktów terroru, skupiali się na budowaniu podziemnej infrastruktury oporu – tworzeniu bezpiecznych kryjówek, gromadzeniu broni i zapasów oraz budowaniu sieci wzajemnego zaufania między komórkami. Mieli nadzieję, że gdy "System" w końcu upadnie pod ciężarem własnych sprzeczności, to właśnie oni, przygotowani i uzbrojeni, będą siłą, która wyłoni się z chaosu, by przejąć kontrolę i zbudować nowy porządek.

Porównanie Atomwaffen Division i The Base doskonale ilustruje dwa komplementarne aspekty nowoczesnego, akceleracjonistycznego terroryzmu. AWD reprezentowało "propagandę czynu" w jej najczystszej, najbardziej nihilistycznej formie – jego celem był szok, chaos i symboliczne uderzenie. The Base natomiast reprezentowało bardziej cierpliwą i strategiczną pracę u podstaw, skupioną na budowaniu realnych zdolności militarnych na przyszłość. Obie grupy, choć różniły się w metodach, wywodziły się z tego samego źródła – forum Iron March – i dążyły do tego samego, ostatecznego celu: totalnego zniszczenia istniejącego porządku. Ich równoległe istnienie pokazało, jak płodny i zróżnicowany stał się ekosystem akceleracjonistyczny, zdolny do generowania różnych typów zagrożeń, od samotnych, niestabilnych psychicznie morderców po zdyscyplinowane, szkolące się do wojny komórki paramilitarne.

Obie grupy, choć różniły się w metodach, wywodziły się z tego samego źródła – forum Iron March – i dążyły do tego samego, ostatecznego celu: totalnego zniszczenia istniejącego porządku. Ich równoległe istnienie pokazało, jak płodny i zróżnicowany stał się ekosystem akceleracjonistyczny, zdolny do generowania różnych typów zagrożeń, od samotnych, niestabilnych psychicznie morderców po zdyscyplinowane, szkolące się do wojny komórki paramilitarne.

Działalność The Base, choć w dużej mierze skupiona na przygotowaniach, nie ograniczała się jedynie do ćwiczeń w lasach. Grupa aktywnie angażowała się w rekrutację, wykorzystując do tego celu zarówno zamknięte platformy, jak i, co bardziej niepokojące, popularne aplikacje, takie jak iFunny, próbując dotrzeć do młodszej, podatnej na radykalizację publiczności za pomocą memów i ironicznego humoru. Ich propaganda, podobnie jak w przypadku AWD, była starannie przygotowana. Tworzyli oni profesjonalnie wyglądające plakaty i filmy rekrutacyjne, które przedstawiały zamaskowanych, uzbrojonych członków w pozach bojowych, obiecując potencjalnym rekrutom braterstwo, cel i możliwość stania się częścią elitarnej, podziemnej armii.

Ideologicznie, The Base było bardziej eklektyczne niż dogmatyczne AWD. Choć fundamentem pozostawała kultura Siege i biała supremacja, Nazzaro starał się stworzyć "wielki namiot" dla różnych odłamów skrajnej prawicy, od neopogan i odynistów, przez chrześcijańskich identytarystów, aż po zwolenników ruchu "boogaloo". Wspólnym mianownikiem nie była skomplikowana teologia, ale prosta i brutalna wola działania: pragnienie przetrwania nadchodzącego upadku i aktywnego uczestnictwa w wojnie, która po nim nastąpi. Ta pragmatyczna postawa przyciągała osoby, które były być może mniej zainteresowane ezoterycznymi subtelnościami O9A, a bardziej konkretnymi umiejętnościami i przygotowaniem do realnego konfliktu.

Jednakże, podobnie jak w przypadku Atomwaffen, ta fasada zdyscyplinowanej, paramilitarnej organizacji szybko zaczęła pękać, odsłaniając realne, przestępcze zagrożenie. Na początku 2020 roku, seria skoordynowanych aresztowań przeprowadzonych przez FBI doprowadziła do rozbicia kilku kluczowych komórek The Base w całych Stanach Zjednoczonych. Ujawniono wówczas szereg szokujących planów i działań. W Georgii aresztowano członków, którzy planowali zamordowanie antyfaszystowskiej pary i gromadzili broń do walki z państwem. W Maryland i Delaware zatrzymano innych, którzy produkowali w warunkach domowych DMT (silny narkotyk psychodeliczny) i planowali atak na wiec pro-gun w Wirginii, mając nadzieję, że uda im się otworzyć ogień do tłumu i policji, co, jak wierzyli, mogłoby stać się iskrą zapalną dla drugiej wojny domowej.

Te aresztowania nie tylko zneutralizowały bezpośrednie zagrożenie, ale także doprowadziły do kluczowego momentu w historii grupy: zdemaskowania tożsamości jej lidera. Dziennikarze śledczy ujawnili, że "Norman Spear" to w rzeczywistości Rinaldo Nazzaro, amerykański obywatel, który, co najbardziej szokujące, prowadził swoją globalną siatkę terrorystyczną, mieszkając... w Rosji. Ujawnienie jego tożsamości i lokalizacji wywołało falę spekulacji i oskarżeń, które podważyły fundamenty całej organizacji. Jak to możliwe, że lider amerykańskiej, neonazistowskiej grupy terrorystycznej znalazł bezpieczną przystań w kraju rządzonym przez Władimira Putina? Czy był on pod ochroną rosyjskich służb? A może, jak sugerowali niektórzy, jego przeszłość zawodowa, która łączyła go z amerykańskim aparatem bezpieczeństwa, była kluczem do całej zagadki? Te pytania doprowadziły całą społeczność akceleracjonistyczną do punktu, w którym musiała ona zmierzyć się z największym lękiem każdego ruchu konspiracyjnego: możliwością, że ich najbardziej autentyczni i radykalni liderzy są w rzeczywistości częścią "Systemu", który tak bardzo nienawidzą.

Dochodzenie dziennikarskie, które zdemaskowało Nazzaro, ujawniło bowiem fakty znacznie bardziej niepokojące niż tylko jego rosyjska rezydencja. Okazało się, że Rinaldo Nazzaro, zanim stał się "Normanem Spearem", przez lata pracował dla amerykańskiego rządu. Był analitykiem w Federalnym Biurze Śledczym (FBI), a później pracował jako kontraktor dla Pentagonu, specjalizując się w sprawach związanych z kontrterroryzmem i bezpieczeństwem narodowym. Innymi słowy, człowiek, który stworzył jedną z najgroźniejszych neonazistowskich organizacji terrorystycznych w USA, był ekspertem, zawodowo szkolonym przez ten sam "System", w jego zwalczaniu.

Ta informacja była bombą atomową rzuconą w sam środek akceleracjonistycznego podziemia. W jednej chwili cała narracja o The Base jako autentycznym, oddolnym ruchu oporu stanęła pod znakiem zapytania. W umysłach wielu, zarówno zwolenników, jak i przeciwników, natychmiast narodziła się hipoteza, która była jednocześnie logiczna i przerażająca: czy The Base od samego początku nie było gigantyczną operacją agenturalną? Czy Rinaldo Nazzaro był zdrajcą, który przeszedł na stronę wroga, czy raczej agentem pod przykrywką, realizującym tajną misję? Jeśli to drugie, to jaka była to misja? Czy chodziło o stworzenie kontrolowanej opozycji, "magnesu" (honeypot), który miał przyciągnąć najbardziej radykalne jednostki, aby je zinfiltrować i zneutralizować? A może cel był jeszcze mroczniejszy i bardziej makiaweliczny?

Niezależnie od prawdziwych motywacji Nazzaro, konsekwencje tych rewelacji były druzgocące dla wiarygodności całego ruchu. Pokazały one w sposób brutalny i niezaprzeczalny, że "System", który akceleracjoniści postrzegali jako ociężałego, dekadenckiego olbrzyma, jest w rzeczywistości niezwykle sprawnym i bezwzględnym graczem, zdolnym do prowadzenia wyrafinowanych operacji psychologicznych i infiltracyjnych. Ujawniły one fundamentalną naiwność ruchu, który, w swojej arogancji i przekonaniu o własnej elitarności, dał się zinfiltrować, a być może nawet stworzyć, przez ludzi wywodzących się z samego serca aparatu bezpieczeństwa, którym wypowiedział wojnę.

Historia The Base i Rinaldo Nazzaro stała się więc ostateczną lekcją na temat paradoksu infiltracji i paranoi, która jest nieodłączną cechą każdego tajnego, ekstremistycznego ruchu. Pokazała, że w świecie cieni i dezinformacji, granica między prawdziwym rewolucjonistą a agentem prowokatorem jest praktycznie niemożliwa do zweryfikowania. Dla ruchu akceleracjonistycznego, który opierał swoją siłę na absolutnym zaufaniu i ideologicznej czystości, to odkrycie było ciosem, który zasiał ziarno nieufności i wewnętrznych podziałów, być może skuteczniej niż jakiekolwiek aresztowania.

3x06

Analiza zorganizowanych grup terrorystycznych, takich jak Atomwaffen Division i The Base, pokazuje, jak ideologia akceleracjonistyczna krystalizuje się w konkretne, mordercze projekty. Jednakże, te grupy nie działały w próżni. Ich powstanie i rozwój były możliwe tylko dzięki istnieniu znacznie szerszego, bardziej rozproszonego i pozornie "apolitycznego" ekosystemu kulturowego, który normalizował, estetyzował i, co najważniejsze, dostarczał praktycznej wiedzy na temat przemocy zbrojnej. Centralnym punktem tego ekosystemu był i w dużej mierze nadal jest anonimowy board "/k/ - Weapons" na forum 4chan, a jego najbardziej znanym, memetycznym produktem stał się ruch "Boogaloo".

Board /k/ jest jednym z największych i najbardziej aktywnych na świecie, anonimowych forów internetowych poświęconych broni palnej, militariom i sprzętowi taktycznemu. Na pierwszy rzut oka, jest to przestrzeń dla hobbystów – miejsce, gdzie użytkownicy dzielą się zdjęciami swoich kolekcji broni, recenzują nowe modele celowników, dyskutują o balistyce i historii wojskowości. Jednak pod tą powierzchnią kryje się znacznie mroczniejsza funkcja. Dla jednostki, która już została zradykalizowana ideologicznie (na przykład na sąsiednim boardzie /pol/), /k/ staje się niezbędnym zapleczem technicznym. Jest to miejsce, gdzie można anonimowo zadać każde, nawet najbardziej niepokojące, pytanie i uzyskać szczegółową, fachową odpowiedź: Jaką broń najlepiej wybrać do walki na krótkim dystansie? Jak prawidłowo złożyć i wyzerować karabin AR-15? Jakie kamizelki kuloodporne są najskuteczniejsze? W ten sposób /k/ pełni funkcję gigantycznego, zdecentralizowanego podręcznika wojskowego, który przekłada abstrakcyjne, ideologiczne pragnienie przemocy na konkretne, praktyczne know-how.

Co więcej, na /k/ rozwinęła się specyficzna subkultura, pogardliwie nazywana przez samych użytkowników "gear queer", która polega na obsesyjnym kolekcjonowaniu, modyfikowaniu i estetyzacji sprzętu taktycznego. Użytkownicy spędzają niezliczone godziny na dyskusjach o idealnym ułożeniu magazynków na kamizelce, najlepszym kamuflażu do walki w danym terenie czy najnowszych modelach hełmów balistycznych. Prowadzi to do głębokiej estetyzacji i gamifikacji przygotowań do realnej walki zbrojnej. Kompletowanie swojego "loadoutu", niczym postaci w grze wideo, staje się formą hobby, ekspresji tożsamości i budowania statusu wewnątrz społeczności. Ten proces, pozornie niewinny, ma niezwykle niebezpieczną konsekwencję psychologiczną: obniża barierę przed realnym użyciem tego sprzętu. Fantazja o przemocy staje się namacalna, oswojona i estetycznie pociągająca.

To właśnie z tej mieszanki praktycznej wiedzy, estetyzacji przemocy i wszechobecnej, antyrządowej paranoi narodził się ruch "Boogaloo". Termin ten, początkowo ironiczny żart odnoszący się do filmu Breakin' 2: Electric Boogaloo, stał się w internecie kodowym określeniem na nadchodzącą drugą amerykańską wojnę domową lub rewolucję. "Boogaloo" nie jest spójną ideologią, ale raczej luźnym, memetycznym ruchem, który jednoczy bardzo różne, często sprzeczne ze sobą, grupy (od skrajnie prawicowych białych suprematystów, przez libertariańskich anarchistów, po zwykłych zwolenników prawa do posiadania broni) wokół jednego, centralnego celu: zbrojnego powstania przeciwko tyranii rządu federalnego.

Dla naszej analizy, "Boogaloo" jest niezwykle istotne, ponieważ funkcjonuje ono jako popularny, memetyczny i pozornie "śmieszny" wehikuł dla idei akceleracjonistycznych. Pozwala ono na rozpowszechnianie idei upadku systemu i wojny domowej w znacznie szerszym, mniej jawnie ekstremistycznym opakowaniu. Młody człowiek, który zaczyna od żartobliwych memów o "boogaloo" i noszenia kolorowych, hawajskich koszul (jeden z symboli ruchu), może bardzo szybko zostać wciągnięty w znacznie mroczniejszy świat realnych przygotowań do przemocy i zetknąć się z bardziej ustrukturyzowanymi ideologiami, takimi jak ta promowana przez The Base czy AWD.

W ten sposób, subkultura /k/ i ruch "Boogaloo" stanowią kluczowy, pośredniczący element w ekosystemie akceleracjonizmu. Tworzą one kulturowe i techniczne "podglebie", które, choć samo w sobie nie zawsze jest jawnie neonazistowskie, dostarcza zradykalizowanym grupom niezbędnych narzędzi, rekrutów i, co najważniejsze, normalizuje ideę, że polityczne problemy można i należy rozwiązywać za pomocą karabinu. Grupy takie jak AWD i The Base nie działały w próżni; ich powstanie było możliwe dzięki istnieniu tej szerszej, internetowej kultury, która uczyniła z przemocy zbrojnej styl życia.

Ta kultura nie ograniczała się jedynie do hardware'u – broni i sprzętu taktycznego. Równie ważnym elementem było stworzenie spójnej i atrakcyjnej estetyki, która mogłaby opakować brutalną ideologię w pociągającą, nowoczesną formę. Tradycyjna ikonografia nazistowska, choć wciąż używana, była dla wielu zbyt prymitywna i historycznie obciążona. W tę niszę idealnie wpasował się nowy, internetowy mikro-gatunek muzyczny i wizualny, znany jako Fashwave. Powstały około 2015 roku, Fashwave był skrajnie prawicową mutacją popularnego wówczas gatunku Vaporwave. Zachował on jego nostalgiczną, retro estetykę – syntezatorowe, melancholijne melodie, obrazy w niskiej rozdzielczości, nawiązania do lat 80. i 90. – ale zastąpił jego ironiczną krytykę kapitalizmu bezironiczną apoteozą faszyzmu i białej supremacji.

Na obrazach w stylu Fashwave widzimy więc uzbrojonych żołnierzy Wehrmachtu lub postacie z filmów takich jak Blade Runner i Drive na tle fioletowo-różowych zachodów słońca, antycznych, greckich posągów i neonowych siatek graficznych. Wszystko to opatrzone jest hasłami takimi jak "Europa Oporu" czy cytatami z Juliusa Evoli. Ta estetyka pełniła kilka kluczowych funkcji. Po pierwsze, normalizowała faszyzm, przedstawiając go nie jako historyczną, ludobójczą ideologię, ale jako fajną, "edgy" i estetycznie pociągającą subkulturę retro. Po drugie, tworzyła atmosferę nostalgicznej melancholii za utraconym, mitycznym, białym światem – światem siły, porządku i honoru, który rzekomo został zniszczony przez liberalizm i globalizację. Po trzecie, jej futurystyczny, cyberpunkowy wymiar łączył tę tęsknotę za przeszłością z akceleracjonistyczną wizją przyszłości, sugerując, że droga do odrodzenia prowadzi przez technologię i apokaliptyczną przemoc. Fashwave stało się ścieżką dźwiękową i wizualną dla tych, którzy przygotowywali się do "Boogaloo", pozwalając im fantazjować o nadchodzącej wojnie domowej nie jako o brudnej, krwawej rzezi, ale jako o stylowym, neonowym filmie akcji.

Ruch "Boogaloo" sam w sobie jest doskonałym przykładem memetycznego wehikułu, który potrafi ukryć ekstremalną ideologię pod warstwami ironii i absurdu. Jego zwolennicy, znani jako "Boogaloo Bois", często noszą hawajskie koszule (nawiązanie do żartu o "big luau", brzmiącym podobnie do "boogaloo") i posługują się absurdalnym, wewnętrznym żargonem. Ta pozornie niegroźna, memiczna fasada jest jednak niezwykle skuteczną strategią. Pozwala ona na swobodne dyskutowanie o wojnie domowej i przemocy w przestrzeni publicznej w sposób, który dla postronnego obserwatora jest niezrozumiały lub wydaje się być tylko żartem. Umożliwia rekrutację i budowanie społeczności w miejscach, z których jawnie neonazistowskie grupy zostałyby natychmiast usunięte. Jednak pod tą warstwą ironii kryje się śmiertelnie poważne zaangażowanie w ideę zbrojnego powstania. To właśnie osoby powiązane z ruchem "Boogaloo" były aresztowane za planowanie zamachów, zabójstwa funkcjonariuszy federalnych i aktywne próby eskalacji przemocy podczas protestów w 2020 roku.

W ten sposób, kultura /k/, ruch "Boogaloo" i estetyka Fashwave tworzą spójny i niezwykle niebezpieczny ekosystem. Jest to "strefa pośrednia" między mainstreamem a twardym, ideologicznym ekstremizmem Atomwaffen czy The Base. W tej strefie, młodzi, wyalienowani mężczyźni są stopniowo, krok po kroku, desensytyzowani na przemoc. Najpierw uczą się o niej w sposób techniczny i abstrakcyjny (/k/), potem zaczynają ją estetyzować i postrzegać jako fajną subkulturę (Fashwave), a następnie oswajają się z ideą jej realnego użycia w ramach "śmiesznego" mema ("Boogaloo"). Dla wielu jest to ostatni przystanek przed zejściem w mroczną otchłań zorganizowanego, akceleracjonistycznego terroryzmu. Ten ekosystem dostarcza nie tylko idei, ale także umiejętności, estetyki i, co najważniejsze, społecznego przyzwolenia na przemoc.

Dowodem na to, że ta pozornie żartobliwa i memetyczna kultura stanowiła realne i śmiertelnie niebezpieczne zagrożenie, jest seria aresztowań i aktów przemocy, które miały miejsce w Stanach Zjednoczonych w kulminacyjnym momencie napięć społecznych w 2020 roku, w trakcie ogólnokrajowych protestów po śmierci George'a Floyda. Dla wielu zwolenników "Boogaloo", te masowe demonstracje i zamieszki były znakiem, na który czekali. Postrzegali je jako początek upadku porządku społecznego, idealną okazję do "przyspieszenia" chaosu i zainicjowania długo oczekiwanej wojny domowej. Zamiast dołączyć do którejkolwiek ze stron protestów, wielu z nich próbowało wykorzystać sytuację do atakowania przedstawicieli państwa i eskalowania przemocy.

Jednym z najbardziej znanych i tragicznych przypadków jest historia Stevena Carrillo, sierżanta Sił Powietrznych USA i członka elitarnej jednostki "Phoenix Raven". Carrillo, głęboko zanurzony w internetowej kulturze "Boogaloo", postrzegał protesty jako okazję do rozpoczęcia swojej prywatnej wojny z rządem. 29 maja 2020 roku, w Oakland w Kalifornii, podjechał furgonetką do budynku sądu federalnego, gdzie trwał protest, i otworzył ogień z samodzielnie zmodyfikowanego karabinu, zabijając funkcjonariusza ochrony federalnej, Davida Patricka Underwooda, i raniąc jego partnera. Tydzień później, podczas próby aresztowania, Carrillo zastrzelił zastępcę szeryfa, sierżanta Damona Gutzwillera, i ranił kilku innych policjantów, zanim został ostatecznie schwytany. Na masce swojego samochodu krwią napisał frazy popularne w ruchu "Boogaloo", takie jak "BOOG" i "I became unreasonable" (stałem się nierozsądny). Jego sprawa wstrząsnęła Ameryką, pokazując, że ruch ten nie składa się tylko z internetowych trolli, ale także z wyszkolonych, zdeterminowanych i gotowych do zabijania żołnierzy.

Przypadek Carrillo nie był odosobniony. W tym samym okresie FBI udaremniło szereg innych spisków terrorystycznych związanych z ruchem "Boogaloo". W Las Vegas aresztowano trzech mężczyzn, weteranów wojskowych, którzy planowali wykorzystać protesty do atakowania infrastruktury krytycznej, w tym elektrowni, oraz do rzucania koktajli Mołotowa w policjantów. Ich celem, jak sami przyznali, było "stworzenie chaosu i przemocy". W Teksasie aresztowano innego członka ruchu, który na Facebooku transmitował na żywo, jak poluje na policjantów, i groził rozpoczęciem "wojny". W Denver udaremniono spisek, w ramach którego członkowie "Boogaloo" planowali zamordować prokuratora generalnego stanu Kolorado.

Te i wiele innych, pomniejszych incydentów pokazują, jak memetyczna idea, narodzona w anonimowej przestrzeni internetu, zmaterializowała się w postaci realnych, uzbrojonych i gotowych do działania komórek. Aresztowania z 2020 roku obnażyły prawdziwą naturę ruchu "Boogaloo" jako zdecentralizowanej, akceleracjonistycznej siatki terrorystycznej, której celem jest wykorzystanie każdego kryzysu społecznego jako okazji do sprowokowania upadku państwa. Choć ruch ten posługuje się ironią i absurdalną symboliką, jego ostateczne cele i metody są śmiertelnie poważne. Jest to doskonały przykład tego, jak w erze cyfrowej granica między żartem, memem a realnym terroryzmem staje się niebezpiecznie cienka i łatwa do przekroczenia.

Fundamentalnym mechanizmem, który umożliwia to płynne przejście od żartu do terroru, jest zjawisko, które można określić jako post-ironia. Tradycyjna ironia opiera się na istnieniu stabilnego, wspólnego rozumienia "prawdziwego" znaczenia, które jest odwracane. Kiedy mówimy coś ironicznie, zarówno my, jak i (miejmy nadzieję) nasz rozmówca wiemy, co tak naprawdę mamy na myśli. Jednak w kulturze internetowej, zwłaszcza na forach takich jak 4chan, ironia została zradykalizowana do tego stopnia, że sama granica między szczerością a żartem uległa zatarciu. Użytkownicy posługują się wieloma warstwami ironii, tworząc komunikaty, w przypadku których nie jest już możliwe jednoznaczne stwierdzenie, czy autor "mówi poważnie", czy tylko "trolluje". Ten stan zawieszenia, w którym hasła rasistowskie czy faszystowskie są rzucane "dla lulzu" (dla śmiechu), tworzy niezwykle niebezpieczną szarą strefę ideologiczną.

W tej post-ironicznej mgle, młody, niezradykalizowany użytkownik może zacząć używać ekstremistycznych symboli i haseł jako formy "edgy" humoru, aby zaszokować i pokazać, że jest częścią wtajemniczonej subkultury. Jednak, jak pokazuje zjawisko "irony poisoning" (zatrucia ironią), ciągłe powtarzanie i zanurzenie w tej estetyce prowadzi do stopniowej normalizacji i internalizacji tych idei. To, co zaczęło się jako żart, powoli, niemal niezauważalnie, staje się autentycznym przekonaniem. Maska, którą nosiło się dla zabawy, w końcu przyrasta do twarzy. Ruch "Boogaloo", z jego hawajskimi koszulami i absurdalnym żargonem, jest doskonałym przykładem tej strategii. Umożliwia on ludziom zaangażowanie się w ekstremistyczną politykę bez konieczności natychmiastowego przyznawania się (nawet przed samym sobą) do bycia "nazistą" czy "terrorystą". Jest to forma gamifikacji radykalizacji, w której kolejne etapy wtajemniczenia są przedstawiane jako coraz bardziej "ironiczne" i "odważne" żarty

Gamifikacja to termin, o którym dowiedziałem się stosunkowo niedawno, i to nie przy okazji researchu do tej pracy, ale gdy tworzyłem stronę internetową i szukałem informacji na temat dobrego UX, czyli doświadczenia użytkownika. W świecie marketingu i projektowania cyfrowego, gamifikacja to potężne narzędzie. Polega ona na wykorzystaniu mechanizmów znanych z gier – takich jak punkty, odznaki (badges), rankingi, paski postępu czy "osiągnięcia" (achievements) – w kontekstach niezwiązanych z grami, aby zwiększyć zaangażowanie i motywację użytkowników. Celem jest sprawienie, by nudne lub trudne czynności, takie jak nauka nowego języka w aplikacji czy regularne ćwiczenia, stały się bardziej satysfakcjonujące i uzależniające. To, co odkryłem, badając ekosystem akceleracjonizmu, jest przerażającą, mroczną inwersją tej samej zasady. Okazuje się bowiem, że te same techniki, które mają nas motywować do bycia lepszymi, mogą być użyte do motywowania ludzi do czynienia niewyobrażalnego zła.

W świecie akceleracjonistycznym, gamifikacja radykalizacji i terroru jest wszechobecna i działa na wielu poziomach. Na poziomie subkulturowym, o którym już wspominaliśmy, samo "wtajemniczenie" jest przedstawiane jako gra. "Czerwona pigułka", "siege-pilling" – to wszystko są terminy oznaczające "przejście na kolejny poziom" w ideologicznym rozwoju. Używanie odpowiedniego żargonu, rozpoznawanie memów, rozumienie Prawa Poego – to wszystko działa jak zdobywanie "osiągnięć", które potwierdzają status wewnątrz grupy i odróżniają "wtajemniczonych" od "NPC" (Non-Player Characters), czyli reszty społeczeństwa.

Jednak ta gamifikacja przybiera znacznie bardziej dosłowną i złowieszczą formę w kontekście samych aktów terroru. Sprawcy masowych strzelanin, tacy jak Brenton Tarrant, w swoich manifestach i transmisjach na żywo świadomie i celowo posługują się językiem i estetyką gier wideo:

  • "High Score": W mrocznych zakątkach internetu liczba ofiar zamachu jest otwarcie nazywana "wynikiem" lub "wysokim wynikiem" (high score), a kolejni terroryści są zachęcani do "pobicia" wyniku poprzedników. To przekształca masowe morderstwo w makabryczną, sportową rywalizację.

  • "Loadout": Terroryści często opisują swoją broń i ekwipunek, używając terminu "loadout", zaczerpniętego wprost z gier typu FPS (First-Person Shooter), w których gracz przed misją wybiera swój zestaw uzbrojenia.

  • Livestreaming w perspektywie FPS: Transmitowanie ataku na żywo z kamery umieszczonej na głowie jest świadomym naśladowaniem perspektywy z gier wideo. Ma to na celu nie tylko zaszokowanie, ale także stworzenie immersyjnego, instruktażowego materiału dla potencjalnych naśladowców, którzy mogą "przeżyć" atak z perspektywy sprawcy i uczyć się jego "taktyki".

  • "Achievements": Sam manifest Tarranta był skonstruowany jak lista "osiągnięć" do odblokowania, a jego działania miały na celu zdobycie "punktów" w różnych, wymyślonych przez niego kategoriach.

Ta totalna gamifikacja przemocy ma druzgocące konsekwencje psychologiczne. Zaciera ona granicę między symulacją a rzeczywistością, pozwalając sprawcom zdystansować się od potworności swoich czynów. Nie postrzegają oni siebie jako morderców, ale jako "graczy", którzy wykonują misję w realnym świecie. Ich ofiary przestają być ludźmi; stają się "celami" lub "NPC", których eliminacja jest konieczna do ukończenia "poziomu". Jest to ostateczny, przerażający triumf Baudrillardowskiej hiperrzeczywistości, w której symulacja staje się tak potężna, że pożera i zastępuje świat realny. Akceleracjonizm w tej formie nie jest już tylko ideologią polityczną; jest śmiertelnie niebezpieczną grą, w której stawką jest ludzkie życie, a jedyną nagrodą jest wieczna niesława w cyfrowym panteonie "świętych".

W tym momencie chciałbym poczynić ważne zastrzeżenie. Pisząc to, nie wcielam się w rolę paranoicznego rodzica czy konserwatywnego polityka, który obwinia gry wideo o całe zło tego świata (i mam cichą nadzieję, że twórcy gry Postal 2, która mistrzowsko parodiowała ten rodzaj paniki, nie umieszczą mnie za tę książkę w swojej następnej produkcji). Problem nie leży w grach wideo jako takich. Problem leży w tym, że gamifikacja jest niezwykle potężnym mechanizmem psychologicznym, z którego mocą i skutecznością mamy do czynienia na co dzień, często nie zdając sobie z tego sprawy. To te same zasady, które sprawiają, że kompulsywnie sprawdzamy liczbę "lajków" pod zdjęciem na Instagramie, zbieramy punkty lojalnościowe w kawiarni, czy staramy się "zamknąć pierścienie" aktywności na naszym smartwatchu. Są to mechanizmy oparte na pętlach dopaminowych, natychmiastowej gratyfikacji i potrzebie osiągnięć, które marketingowcy, projektanci aplikacji i specjaliści od UX doskonalili przez lata, aby kształtować nasze zachowania.

Akceleracjoniści, często intuicyjnie, a czasem w pełni świadomie, dokonali aktu hakerstwa psychologicznego: przechwycili te potężne, sprawdzone w boju mechanizmy i skierowali je w stronę najbardziej mrocznych i destrukcyjnych celów. Wykorzystali te same zasady, które skłaniają nas do kupienia kolejnego produktu, do zmotywowania kogoś do kupienia karabinu. Wykorzystali potrzebę statusu i uznania w grupie, która napędza media społecznościowe, do stworzenia rankingu masowych morderców. Nie wymyślili niczego nowego; po prostu wzięli narzędzia, które leżały na widoku i które na co dzień kształtują naszą konsumpcyjną rzeczywistość, i użyli ich jako broni. Zrozumienie tego faktu jest kluczowe, ponieważ pokazuje, że zagrożenie nie jest czymś obcym i egzotycznym. Jego korzenie tkwią w samej logice naszej współczesnej, zgamifikowanej i zmediatyzowanej kultury.

To właśnie ta wszechobecność i subtelność tych mechanizmów czyni je tak niebezpiecznymi. Działają one poniżej progu naszej świadomej uwagi, kształtując nasze nawyki, pragnienia i, w ekstremalnych przypadkach, całe światopoglądy. W obliczu tak wyrafinowanej formy psychologicznej manipulacji, tradycyjne metody obrony, takie jak cenzura czy deplatforming, okazują się często niewystarczające, a czasem wręcz przynoszą odwrotny skutek, nadając zakazanym ideom aurę męczeństwa i atrakcyjności. Być może jedyną realną i długofalową strategią obrony, jaka nam pozostaje, jest rozbrajanie tych mechanizmów poprzez ich demaskowanie. Jedynym, co może nas uratować, jest świadomość – krytyczna, nieustanna świadomość tego, jak działają na nas media, jak jesteśmy gamifikowani, jak nasza uwaga jest przechwytywana i monetyzowana, a nasze emocje stają się polem bitwy w wojnie informacyjnej. Zrozumienie, że jesteśmy celem nieustannej operacji psychologicznej, jest pierwszym i być może najważniejszym krokiem do odzyskania autonomii. W przeciwnym razie, nieświadomie i krok po kroku, wszyscy możemy zostać wciągnięci w grę, której zasad nie rozumiemy, a której ostatecznym celem jest zniszczenie świata, jaki znamy.

W ten sposób, subkultura /k/, ruch "Boogaloo" i estetyka Fashwave tworzą spójny i niezwykle niebezpieczny ekosystem, który można określić jako "strefę przejściową" w procesie radykalizacji. Jest to przestrzeń, która "uziemia" abstrakcyjną i często hermetyczną ideologię akceleracjonistyczną, przekładając ją na język, estetykę i praktyki zrozumiałe i atrakcyjne dla szerszego grona wyalienowanych, młodych mężczyzn. W tej strefie, nienawiść do "Systemu" przestaje być tylko filozoficzną postawą, a staje się konkretnym projektem, który ma swój "loadout", swoją ścieżkę dźwiękową i swój memetyczny scenariusz w postaci nadchodzącej wojny domowej. To właśnie ta kulturowa infrastruktura umożliwiła ideom skrystalizowanym na Iron March przetrwanie upadku samego forum. Nie potrzebowały one już jednego, centralnego miejsca, ponieważ ich DNA – ich memy, estetyka i taktyki – zaczęło replikować się i mutować w znacznie szerszym, zdecentralizowanym ekosystemie internetu. To z kolei doprowadziło do kolejnego, jeszcze bardziej niepokojącego etapu ewolucji tego ruchu: jego globalnej ekspansji.

3x07

Upadek forum Iron March w listopadzie 2017 roku, nagły i owiany tajemnicą, mógł wydawać się ostatecznym ciosem dla ruchu, który się na nim narodził. Zniknęło centralne "laboratorium", w którym przez sześć lat tworzono, testowano i udoskonalano nową, morderczą ideologię. Wydarzenia, które nastąpiły później, pokazały jednak, że było to myślenie życzeniowe. Zamknięcie forum nie zabiło idei; paradoksalnie, uwolniło ją i przyspieszyło jej rozprzestrzenianie. Był to moment, w którym ideologiczny wirus, hodowany przez lata w kontrolowanych warunkach cyfrowego inkubatora, wydostał się na zewnątrz i zaczął infekować znacznie szerszy, globalny ekosystem internetu.

Społeczność, która przez lata budowała swoją tożsamość i zacieśniała więzi na forum, nie rozpłynęła się w powietrzu. Nastąpiła wielka, cyfrowa diaspora. Użytkownicy, korzystając z zapasowych kanałów komunikacji i wzajemnych kontaktów, niemal natychmiast przenieśli się na inne, bardziej zdecentralizowane i postrzegane jako bezpieczniejsze platformy. Głównym celem tej migracji stała się szyfrowana aplikacja Telegram, która, dzięki swojej polityce minimalnej moderacji treści i funkcji kanałów oraz grup, oferowała idealne warunki do odbudowy i dalszego rozwoju ruchu.

Ten przymusowy exodus miał kluczowe, akceleracjonistyczne konsekwencje. Po pierwsze, ostatecznie zdecentralizował ruch, przekształcając go w hydrę, której nie dało się już ściąć jednym ciosem. Zamiast jednego, centralnego forum, które można było zamknąć, powstała cała, rozległa i dynamiczna sieć setek wzajemnie powiązanych kanałów propagandowych, czatów dyskusyjnych i archiwów na Telegramie – ekosystem, który później zostanie nazwany "Terrorgramem". Ta nowa, sieciowa struktura okazała się znacznie bardziej odporna na działania służb i moderatorów.

Po drugie, ten proces doprowadził do globalnej franczyzy terroru. Idee, estetyka i taktyka, które zostały skodyfikowane na Iron March i spopularyzowane przez Atomwaffen Division, stały się swoistym "pakietem startowym" dla nowych, lokalnych grup na całym świecie. Młodzi ekstremiści nie musieli już wymyślać niczego od nowa; mogli po prostu skopiować sprawdzony, "markowy" model. W rezultacie, w latach po upadku Iron March, byliśmy świadkami powstania całej fali grup-klonów, które w swoich nazwach, symbolice i propagandzie otwarcie naśladowały AWD:

  • Sonnenkrieg Division (SKD) w Wielkiej Brytanii, której członkowie zostali skazani za planowanie zamachów terrorystycznych i nawoływanie do zabicia księcia Harry'ego.

  • Feuerkrieg Division (FKD), międzynarodowa siatka z silną obecnością w Europie, której liderem okazał się 13-letni chłopiec z Estonii.

  • Northern Order w Niemczech.

  • Antipodean Resistance w Australii.

Te i wiele innych, mniejszych grup, choć często składały się z zaledwie kilku nastolatków, stanowiły realne zagrożenie, organizując szkolenia paramilitarne i planując ataki. Co najważniejsze, utrzymywały one ze sobą kontakt za pośrednictwem Telegramu, tworząc transnarodową, wirtualną społeczność terrorystyczną, która wymieniała się propagandą, wiedzą taktyczną i wzajemnie motywowała się do działania.

W ten sposób, upadek Iron March, zamiast zakończyć historię zbrojnego akceleracjonizmu, otworzył jej nowy, jeszcze bardziej niebezpieczny i trudny do kontrolowania rozdział. Był to ostateczny dowód na to, że Iron March nie było tylko forum; było "pacjentem zero", który uwolnił niezwykle zjadliwego, ideologicznego wirusa. Wirus ten, po ucieczce z laboratorium, zaczął mutować, adaptować się do nowych warunków i rozprzestrzeniać się po całym świecie, tworząc globalne, zdecentralizowane zagrożenie, którego pełne konsekwencje odczuwamy do dziś. Co więcej, proces migracji na Telegram doprowadził do dalszej ewolucji taktycznej i ideologicznej. W bardziej chaotycznym i mniej scentralizowanym środowisku Telegramu, granice między poszczególnymi grupami i tendencjami zaczęły się zacierać. "Czysta" doktryna Atomwaffen, oparta na syntezie z Iron March, zaczęła mieszać się z innymi, równie ekstremalnymi prądami. Użytkownicy kanałów "Terrorgramu" zaczęli czerpać inspirację nie tylko z Siege, ale także z propagandy ISIS, podziwiając jej profesjonalizm, brutalność i skuteczność w inspirowaniu samotnych wilków. Estetyka "skull mask" zaczęła być łączona z estetyką dżihadystyczną, a taktyki opisywane w magazynie Inspire Al-Kaidy były dyskutowane obok tekstów Masona.

Ten proces doprowadził do powstania jeszcze bardziej synkretycznego i niestabilnego ideologicznie, ale jednocześnie bardziej pragmatycznego i niebezpiecznego, ekosystemu. Ostatecznym celem przestała być wierność jednej, konkretnej doktrynie, a stała się nim efektywność w sianiu terroru. Ruch stał się "otwartym oprogramowaniem", w którym każdy mógł dowolnie mieszać i dopasowywać różne elementy – filozofię Landa, taktykę Masona, duchowość O9A, estetykę ISIS – aby stworzyć własną, spersonalizowaną wersję akceleracjonizmu. Ta modułowa, elastyczna natura czyni współczesny ruch niezwykle trudnym do zdefiniowania i zwalczania.

Ostatecznie, historia po upadku Iron March jest historią o tym, jak ideologia, która narodziła się w zamkniętym, elitarnym inkubatorze, zdemokratyzowała się i stała się globalną franczyzą. Jest to dowód na przerażającą odporność i zdolność adaptacji radykalnych idei w erze cyfrowej. Zanim jednak przejdziemy do szczegółowej analizy tego nowego, telegramowego ekosystemu, musimy zbadać ostatni, kluczowy element dziedzictwa Iron March: głęboką i niepokojącą zagadkę infiltracji i możliwej manipulacji ze strony "Systemu", który ruch ten tak bardzo pragnął zniszczyć.

3x08

Po prześledzeniu narodzin i gwałtownej ewolucji zbrojnego akceleracjonizmu, od teoretycznych dyskusji na Iron March po realne morderstwa popełniane przez członków Atomwaffen, nasza analiza dociera do punktu, w którym musimy zadać najbardziej niewygodne i złożone pytanie. Czy ten ruch, w całej swojej organicznej, oddolnej brutalności, był rzeczywiście w pełni autonomiczny? A może, w pewnym stopniu, był on również produktem – świadomej lub nieświadomej – manipulacji i prowokacji ze strony "Systemu", który tak zaciekle zwalczał? Wejście na ten grząski grunt wymaga najwyższej ostrożności analitycznej, aby uniknąć pułapki bezpodstawnych teorii spiskowych. Jednak całkowite zignorowanie tej kwestii byłoby aktem intelektualnej naiwności, ponieważ historia XX wieku dostarcza nam aż nadto dowodów na to, że służby specjalne rutynowo i cynicznie wykorzystują, infiltrują, a czasem nawet tworzą grupy ekstremistyczne do własnych celów.

Aby uniknąć "foliarstwa", musimy oprzeć naszą analizę na solidnych, udokumentowanych precedensach historycznych. W Stanach Zjednoczonych, program COINTELPRO (Counterintelligence Program), prowadzony przez FBI od lat 50. do jego demaskacji w latach 70., jest tego podręcznikowym przykładem. W ramach tego programu, agenci FBI nie ograniczali się do biernej inwigilacji. Aktywnie infiltrowali, prowokowali, dyskredytowali i zakłócali działalność szerokiego spektrum grup politycznych, od Komunistycznej Partii USA, przez ruchy na rzecz praw obywatelskich Martina Luthera Kinga i radykalne Czarne Pantery, aż po Ku Klux Klan. Agenci pod przykrywką podsycali wewnętrzne konflikty, rozpowszechniali dezinformację, a w niektórych przypadkach nawet prowokowali akty przemocy, aby następnie móc je publicznie potępić i aresztować ich uczestników.

Jeszcze mroczniejszy przykład pochodzi z Europy z okresu zimnej wojny. We Włoszech, w latach 70. i 80., miała miejsce tzw. "strategia napięcia" (strategia della tensione), seria brutalnych zamachów terrorystycznych (jak zamach na dworcu w Bolonii w 1980 roku), o które początkowo oskarżano skrajną lewicę. Późniejsze śledztwa wykazały jednak, że za wieloma z tych ataków stały neofaszystowskie grupy terrorystyczne, które cieszyły się cichym wsparciem lub co najmniej tolerancją ze strony elementów włoskiego aparatu bezpieczeństwa i być może tajnych, antykomunistycznych siatek NATO, znanych jako Operacja Gladio. Celem tej strategii było stworzenie w społeczeństwie atmosfery strachu i chaosu, co miało na celu zdyskredytowanie rosnącej w siłę lewicy i uzasadnienie utrzymania autorytarnego, prozachodniego status quo.

Te historyczne, dobrze udokumentowane przykłady dowodzą, że służby specjalne państw demokratycznych posiadają zarówno motywację, jak i zdolność do prowadzenia wyrafinowanych, makiawelicznych operacji, w których grupy ekstremistyczne są wykorzystywane jako pionki w znacznie większej grze. Hipoteza, że podobne działania mogą mieć miejsce również dzisiaj, w kontekście wojny z terroryzmem i nowej, zimnej wojny informacyjnej, nie jest więc a priori teorią spiskową. Jest to uzasadnione i konieczne pytanie badawcze, które musimy postawić, analizując podejrzane okoliczności powstania i działalności niektórych z najbardziej prominentnych grup akceleracjonistycznych.

Mając w pamięci te historyczne precedensy, musimy teraz powrócić do analizy grupy The Base i jej enigmatycznego założyciela, Rinaldo Nazzaro. Jak już wcześniej wspomniano, ujawnienie jego tożsamości i przeszłości zawodowej – jako analityka FBI i kontraktora Pentagonu, który prowadził swoją globalną, neonazistowską siatkę terrorystyczną z bezpiecznej przystani w Rosji – jest faktem tak zdumiewającym, że wymusza on postawienie serii krytycznych pytań. Zamiast formułować kategoryczne, spiskowe twierdzenia, takie jak "The Base było operacją FBI", podejdźmy do tego problemu analitycznie, rozważając możliwe, alternatywne hipotezy dotyczące motywacji i celów, jakie mogły stać za taką operacją, jeśli rzeczywiście miała ona miejsce.

Najbardziej prawdopodobną i najczęściej dyskutowaną hipotezą jest ta, że The Base funkcjonowało jako tzw. "honeypot" (magnes, pułapka na miód). W terminologii wywiadowczej, "honeypot" to operacja, w ramach której służby same tworzą lub przejmują kontrolę nad pozornie atrakcyjną dla wroga organizacją, aby przyciągnąć, zidentyfikować, zinfiltrować i ostatecznie zneutralizować jego członków w kontrolowanych warunkach. W tym scenariuszu, The Base, ze swoją profesjonalną propagandą, obietnicą realnego szkolenia paramilitarnego i charyzmatycznym (choć wirtualnym) liderem, miało działać jak magnes na najbardziej zradykalizowane, zorientowane na działanie i potencjalnie niebezpieczne jednostki ze środowiska akceleracjonistycznego. Zamiast pozwalać im działać w sposób niekontrolowany i nieprzewidywalny jako "samotne wilki", służby wolałyby skupić ich w jednej, kontrolowanej przez siebie strukturze, gdzie każdy ich ruch mógłby być monitorowany, a ich plany udaremniane w odpowiednim momencie. Seria spektakularnych aresztowań członków The Base na początku 2020 roku zdaje się potwierdzać skuteczność takiej taktyki, jeśli rzeczywiście była ona stosowana.

Drugą, bardziej cyniczną hipotezą jest cel dyskredytacyjny i uzasadniający. W tym scenariuszu, służbom mogło zależeć na tym, aby pozwolić The Base na rozwinięcie się do pewnego, kontrolowanego poziomu, aby stało się ono widocznym i przerażającym straszakiem. Istnienie tak jawnie terrorystycznej i brutalnej organizacji, której członkowie planują morderstwa i wojnę domową, jest potężnym argumentem w debacie publicznej. Pozwala ono na zdyskredytowanie całej, nawet tej bardziej umiarkowanej, skrajnej prawicy poprzez utożsamienie jej z najbardziej ekstremalnym odłamem. Co więcej, istnienie takiego namacalnego zagrożenia jest idealnym uzasadnieniem dla zwiększania uprawnień inwigilacyjnych agencji bezpieczeństwa, rozszerzania definicji terroryzmu i zwiększania ich budżetów. W tej makiawelicznej grze, kontrolowany wróg jest znacznie bardziej użyteczny niż jego całkowity brak.

Najbardziej kontrowersyjną i najtrudniejszą do udowodnienia hipotezą jest cel prowokacyjny i sterujący. W tym scenariuszu, rola Nazzaro nie ograniczałaby się do biernego monitorowania, ale polegałaby na aktywnym kształtowaniu i kierowaniu ruchem w określonym, pożądanym przez służby kierunku. Mógłby on, na przykład, promować strategie, które są bardziej autodestrukcyjne lub łatwiejsze do zwalczania, dyskredytować konkurencyjnych liderów, którzy są autentyczni i trudniejsi do kontroli, lub nawet prowokować grupę do podjęcia działań, które umożliwią jej spektakularne rozbicie. Jest to najbardziej niebezpieczna forma operacji agenturalnej, ponieważ granica między kontrolą a realnym podżeganiem do przemocy staje się tu niezwykle cienka.

Niezależnie od tego, która z tych hipotez (lub która ich kombinacja) jest prawdziwa, sam fakt, że można je w sposób uzasadniony postawić w oparciu o dostępne dowody, jest druzgocący dla całego ruchu akceleracjonistycznego. Pokazuje on bowiem, że "System", który postrzegają oni jako swojego śmiertelnego wroga, nie jest monolitycznym, ociężałym bytem, ale sprawnym i makiawelicznym graczem, zdolnym do prowadzenia gry na wielu poziomach.

Musimy również rozważyć wymiar geopolityczny, który wprowadza postać Nazzaro i jego rosyjska rezydencja. Fakt, że lider amerykańskiej siatki neonazistowskiej mógł swobodnie operować z terytorium Rosji, rodzi kolejne, równie niepokojące pytania. Nie można tego traktować jako zwykłego przypadku. Mówimy o państwie, którego służby specjalne mają długą i mroczną historię prowadzenia operacji pod fałszywą flagą w celu osiągnięcia celów politycznych. Wystarczy tu wspomnieć o niezwykle kontrowersyjnych zamachach bombowych na budynki mieszkalne w Rosji w 1999 roku, które pochłonęły setki ofiar. Oficjalnie przypisano je czeczeńskim separatystom, co stało się bezpośrednim pretekstem do rozpoczęcia brutalnej drugiej wojny czeczeńskiej i wyniosło do władzy "silnego człowieka", Władimira Putina. Jednak od samego początku pojawiały się poważne poszlaki, w tym relacje świadków i analizy ekspertów, sugerujące, że za zamachami mogła stać sama Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB), realizując klasyczną "strategię napięcia".

W kontekście tej udokumentowanej historii cynizmu i prowokacji, hipoteza, że The Base mogło być co najmniej tolerowane, a być może nawet aktywnie wspierane przez rosyjskie służby, staje się w pełni uzasadniona. Dla Kremla, taka organizacja jest idealnym narzędziem w szerszej, hybrydowej wojnie przeciwko Zachodowi. Jej istnienie i działalność pozwalają na destabilizację Stanów Zjednoczonych od wewnątrz, podsycanie podziałów społecznych i politycznych, a także na promowanie w rosyjskiej propagandzie wizerunku Ameryki jako kraju pogrążonego w chaosie i faszystowskiej przemocy. W tym scenariuszu, Nazzaro mógł być podwójnie użyteczny: dla amerykańskich służb jako potencjalny "honeypot", a dla rosyjskich jako realne narzędzie do siania chaosu w USA. To pokazuje, że współczesny ekstremizm nie jest już tylko problemem wewnętrznym poszczególnych państw, ale stał się globalnym polem bitwy, na którym mocarstwa prowadzą swoje zastępcze wojny, a radykalni ideolodzy stają się nieświadomymi (lub świadomymi) pionkami w tej grze.

Rewelacje dotyczące Rinaldo Nazzaro i potencjalnej roli służb w kreacji The Base, a także udokumentowane przypadki infiltracji w Atomwaffen Division, nie pozostały bez wpływu na sam ruch akceleracjonistyczny. Wręcz przeciwnie, wywołały one głęboki i trwały kryzys, który w ironiczny sposób zaczął realizować jeden z celów operacji kontrwywiadowczych: destabilizację ruchu od wewnątrz. Ten proces można przeanalizować na kilku płaszczyznach.

Pierwszą i najbardziej oczywistą konsekwencją było zaszczepienie wirusa wszechogarniającej paranoi. W środowisku, które z definicji opiera się na konspiracji, anonimowości i wzajemnym zaufaniu w małych, zamkniętych komórkach, odkrycie, że liderzy mogą być agentami, a towarzysze broni informatorami, jest ciosem śmiertelnym. Każdy nowy, charyzmatyczny i zbyt aktywny członek staje się potencjalnym "fedem" (agentem federalnym). Każda propozycja realnego działania może być postrzegana jako prowokacja mająca na celu wciągnięcie grupy w pułapkę. Ta atmosfera permanentnej nieufności prowadzi do paraliżu. Uniemożliwia ona tworzenie większych, bardziej skoordynowanych struktur, zmuszając ruch do pozostania w stanie rozproszenia i wzajemnej podejrzliwości. W ten sposób służby, nawet jeśli nie kontrolują całego ruchu, skutecznie hamują jego rozwój, wykorzystując jego własną, konspiracyjną mentalność przeciwko niemu.

Drugą konsekwencją jest głęboki kryzys ideologicznej autentyczności. Jak już wcześniej wspomniano, cały etos akceleracjonizmu, zwłaszcza w wersji Siege, opiera się na kulcie autentyczności, bezkompromisowości i "czystości" ideologicznej. Bycie "Siege-pilled" oznaczało odrzucenie wszystkich "pozerów" i "zdrajców" na rzecz "prawdziwej" rewolucji. Odkrycie, że jedna z czołowych, najbardziej "hardkorowych" organizacji mogła być od początku do końca produktem "Systemu", jest aktem ostatecznej ideologicznej dekonstrukcji. Podważa to sam rdzeń tożsamości jej zwolenników. Jak można twierdzić, że jest się oświeconą awangardą, która przejrzała na oczy, skoro jednocześnie daje się tak łatwo zmanipulować i poprowadzić za nos przez agenta wrogiego wywiadu? To zmusza do postawienia pytania: kto tu tak naprawdę "przyspiesza proces"? Czy są to zbuntowani rewolucjoniści, czy raczej cyniczni funkcjonariusze państwowi, którzy wykorzystują ich nienawiść i naiwność do własnych, ukrytych celów?

To prowadzi nas do **ostatecznej ironii**, która leży w sercu całego tego zjawiska. Ruch akceleracjonistyczny, który postrzega "System" jako wszechmocną, monolityczną, panoptyczną siłę kontroli (co jest dziedzictwem myśli Foucault), w swojej naiwności i aroganckim przekonaniu o własnej przenikliwości, staje się jej najłatwiejszą ofiarą. Wierząc, że walczą z prostym, brutalnym Lewiatanem, nie dostrzegają, że "System" jest w rzeczywistości znacznie bardziej subtelny, inteligentny i makiaweliczny, niż to sobie wyobrażają. Potrafi on nie tylko represjonować, ale także symulować, prowokować i naśladować. Ostatecznie, akceleracjoniści, w swojej próbie zniszczenia "Systemu", często stają się jego nieświadomymi narzędziami, realizując cele, których nie rozumieją – czy to celem jest destabilizacja, czy, przeciwnie, wzmocnienie aparatu bezpieczeństwa. Ta ostateczna ironia pokazuje, że prawdziwe więzienie, z którego nie potrafią uciec, nie jest zewnętrzne, ale wewnętrzne – jest to ich własna, uproszczona i paranoiczna wizja świata, która czyni ich ślepymi na prawdziwą naturę władzy.

Analiza paradoksu infiltracji i możliwej roli służb w kształtowaniu ekstremizmu zmusza nas do porzucenia uproszczonych, czarno-białych narracji. Błędem byłoby popadnięcie w foliarską skrajność i stwierdzenie, że cały ruch akceleracjonistyczny jest od początku do końca kreacją agencji wywiadowczych. Dostępne dowody, a także mnogość niezależnych, oddolnych aktów terroru inspirowanych tą ideologią, jednoznacznie temu przeczą. Autentyczna, organiczna radykalizacja jest realnym i dominującym zjawiskiem. Jednak równie wielkim błędem byłoby zignorowanie udokumentowanych przypadków infiltracji i wysoce podejrzanych okoliczności powstania niektórych kluczowych grup, takich jak The Base.

Najbardziej adekwatnym modelem do opisu tej sytuacji nie jest więc ani teoria spiskowa, ani naiwna wiara w pełną autonomię ruchu. Należy postrzegać ten ekosystem jako złożone pole bitwy, na którym zachodzi proces wzajemnej, pasożytniczej eskalacji. Z jednej strony mamy autentyczny, oddolny ekstremizm, napędzany realnymi problemami społecznymi, wyalienowaniem i potężnymi, toksycznymi ideologiami. Z drugiej strony mamy aparat bezpieczeństwa państwa, który, realizując swoje cele (ochrona porządku, neutralizacja zagrożeń, ale także walka o budżety i wpływy), aktywnie i często cynicznie interweniuje na tym polu.

W tej dynamicznej grze obie strony w pewnym sensie potrzebują siebie nawzajem. Ekstremiści potrzebują "Systemu" jako wszechmocnego, demonicznego wroga, który nadaje sens ich walce i usprawiedliwia ich paranoję. Służby specjalne z kolei potrzebują realnego (lub przynajmniej postrzeganego jako realne) zagrożenia ekstremistycznego, aby uzasadnić swoje istnienie, rozszerzać uprawnienia i utrzymywać wysokie finansowanie. Prowadzi to do niebezpiecznej pętli sprzężenia zwrotnego, w której działania jednej strony prowokują i wzmacniają działania drugiej.

Ostatecznie, niezależnie od motywacji założycieli takich grup jak The Base, trzeba stwierdzić, że przyciągały one realnych, zdesperowanych i gotowych na wszystko ludzi, którzy wierzyli w autentyczność projektu i byli gotowi zabijać i umierać za sprawę. Nawet jeśli organizacja była "honeypotem", to miód w tej pułapce był prawdziwy, a niedźwiedzie, które do niej wpadły, były jak najbardziej realne. Dlatego analiza ideologii, która napędzała tych ludzi, pozostaje absolutnie kluczowa.

Podsumowując, Rozdział 3 pokazał, jak w cyfrowym kotle Iron March doszło do bezprecedensowej fuzji filozofii, strategii terroru i okultystycznej duchowości, tworząc nową, kompletną i uzbrojoną ideologię. Widzieliśmy, jak ta ideologia zmaterializowała się w postaci realnych, morderczych organizacji i jak rozprzestrzeniła się globalnie po upadku swojego inkubatora. Widzieliśmy wreszcie, jak ten brutalny, rewolucyjny ruch sam stał się polem gry dla sił, których do końca nie rozumiał. Mamy teraz pełny obraz tego, jak powstała i jak działa ta nowa forma zagrożenia. Kolejne rozdziały poświęcimy analizie jej najbardziej współczesnych przejawów: ekosystemu "Terrorgramu" i produkowanej w nim, wirusowej propagandy.