schiz(m)o-kapitał

24.10.2025.technology14 min

Error 0: HOSTILE TAKEOVER

Ten system nie sprzedaje ci produktów. Sprzedaje ci twój własny gniew, butelkowany i podany z powrotem dożylnie przez światłowód. Każdy nagłówek, który sprawia, że zaciskasz pięści, każdy komentarz, który podnosi ci ciśnienie, jest zaprojektowany. To transakcja. Algorytmy to niewidzialni architekci tej wściekłości, a twoje oburzenie jest walutą o najwyższym kursie.

To jest ekonomia gniewu. Jej celem jest podpalanie, nie informowanie. Strach i nienawiść generują najczystszy sygnał zaangażowania, więc system uczy się je wywoływać z bezlitosną precyzją. Buduje wokół ciebie komorę echa, w której słyszysz tylko potwierdzenie własnych przekonań, aż stają się one twarde jak diament i równie ostre. Długofalowym skutkiem jest terminalna erozja zaufania - protokołu, który do tej pory spajał cywilizację.

I nie, to nie jest to samo, co propaganda w XX wieku. To nie jest Goebbels wrzeszczący z radia.

Tamten wróg był głupi. Musiał krzyczeć tę samą wiadomość do milionów, licząc, że część uwierzy. Ten nowy wróg jest inteligentny. Szepcze miliard różnych, spersonalizowanych kłamstw, po jednym do każdego ucha, każde idealnie skrojone, by trafić w twoje najgłębsze pragnienia. Różnica nie jest w skali - jest w precyzji.

Tamten wróg celował w tłum. Ten celuje w ciebie.

Różnica nie polega na skali. Polega na mocy obliczeniowej. Za każdym szeptem stoją terabajty twoich danych, przetwarzane w czasie rzeczywistym przez tysiące procesorów graficznych. Maszyna nie myśli. Ona koreluje. Znajduje w tym cyfrowym szumie wzorce, których ludzki mózg nie jest w stanie zobaczyć - podprogową gramatykę twojej duszy. Ona wie, czego zapragniesz, zanim ty sam zdasz sobie z tego sprawę.

Ten system operacyjny, zorientowany na ekstrakcję zysku z projektowanej schizmy społecznej, nazywam schizo-kapitałem. Jego linią produkcyjną jest sieć neuronowa cywilizacji, a surowcem - twoja uwaga i twoje emocje.

Inni już to widzieli. Zuboff genialnie opisała, jak system nas obserwuje, by przewidywać przyszłość - to kapitalizm nadzoru. Srniček precyzyjnie zmapował, jak system kontroluje infrastrukturę - to kapitalizm platformowy. Ale schizo-kapitał idzie dalej. Jego celem nie jest już tylko obserwacja czy kontrola. Jego celem jest fundamentalna rekonfiguracja podmiotu od wewnątrz. Nie chce już tylko wiedzieć, co zrobisz. Chce aktywnie demontować twoją zdolność do robienia czegokolwiek z własnej woli. Zuboff pisze o kradzieży danych. Tutaj stawką jest kradzież duszy.

Amunicją w tej wojnie o percepcję są memy. Funkcjonują jako wirusy, omijając obronę racjonalną i infekując umysł na poziomie limbicznym. Przenoszą złożone ładunki ideologiczne pod płaszczem ironii, dokonując polaryzacji, która wydaje się tylko żartem.

Nawet bunt staje się w nim towarem. Ale jego mechanizm stał się bardziej perfidny niż kiedykolwiek. Zapomnij o T-shircie z Che Guevarą - to pamiątka z muzeum komercjalizacji rewolucji, a nie broń.

Komodyfikacja buntu w 2025 roku nie polega na sprzedawaniu symboli rewolucji. Polega na tym, że alogrytm TikToka sam identyfikuje i promuje estetyki buntu - "cottagecore", "dark academia", "goblin grunge" - ponieważ generują one potężne zaangażowanie.

Sprzedaje ci gotowy pakiet tożsamościowy nonkonformizmu, który nie wymaga żadnego działania, jedynie odpowiedniej estetyki. System nie tłumi buntu; on go hoduje w kontrolowanych warunkach, karmiąc go lajkami i kastrując z jakiejkolwiek realnej siły politycznej. Twój "radykalizm" staje się tylko kolejnym, doskonale targetowanym profilem konsumenckim - Punk nie umarł. Został zoptymalizowany i sprzedany z powrotem w tej samej kurtce.

Władza państwowa zostaje zastąpiona przez algorytmiczne rządzenie. Niewidzialny kod, napisany w korporacyjnych biurach, decyduje, kto dostanie kredyt, jakie wiadomości zobaczysz i czy twoja firma przetrwa. Opór jest niemożliwy, bo nie ma do kogo złożyć apelacji. Walczysz z systemem, który nie ma twarzy, adresu, a przede wszystkim moralności czy też etyki.

Error 403: PERMISSION DENIED

Ten stan oblężenia kognitywnego utrzymuje psychikę w stanie permanentnej gotowości. Umysł, bombardowany strumieniem bodźców, traci zdolność do głębokiej refleksji. Nieustannie zarządzasz swoimi i cudzymi emocjami online - wykonując darmową pracę afektywną, która jest paliwem napędzającym system.

Tożsamość staje się grą. Jesteś awatarem, który strategicznie zarządza swoim "buildem" etycznym, by zdobywać punkty kapitału społecznego. Przekonania nie są już kompasem, lecz wymienialnym ekwipunkiem, dobieranym pod kątem zysków i strat w ekonomii uwagi.

Sygnalizowanie cnoty staje się kluczową mechaniką w tej grze, a potencjał etyczny zostaje przekierowany w jałową rywalizację.

Twoja pamięć została ci odebrana i oddana w zarząd chmurze. Algorytmy nie przechowują twojej przeszłości pasywnie. One ją aktywnie produkują, serwując ci codziennie wyidealizowane "wspomnienia z tego dnia", skrojone tak, by wywołać określoną emocję. Twoja tożsamość opiera się na zalgorytmizowanej symulacji przeżytego doświadczenia. Jesteś uwięziony w wiecznej, gorączkowej teraźniejszości, pozbawiony korzeni i horyzontu.

Ale prawdziwy geniusz systemu polega na paradoksie: jednocześnie karmi cię on obsesyjną, syntetyczną protezą nostalgii. Dlaczego tak bardzo tego pragniemy? Bo syntetyczna przeszłość jest bezpieczna. Jest wyczyszczona z bólu, nudy i dwuznaczności. Jest ucieczką od przytłaczającej teraźniejszości i niepewnej przyszłości. System wywłaszcza nas z prawdziwej, chaotycznej pamięci, a my witamy to z ulgą, bo w zamian otrzymujemy jej wygodną, spersonalizowaną i zawsze dostępną wersję demo.

Front walki przenosi się z umysłu na ciało - ostatni hardware czekający na swój system operacyjny. Aby zrozumieć tę kolonizację, wystarczy spojrzeć na ewolucję języków programowania. U zarania informatyki programista musiał mówić w rdzennym języku zer i jedynek. By okiełznać tę złożoność, stworzono Assembly, następnie C, a potem języki jak Python, z których każdy oddalał twórcę od surowego metalu.

Kapitał stosuje identyczną logikę wobec ludzkiej biologii. Nasz organizm mówi w swoim kodzie maszynowym: bólu i przyjemności, głodu i sytości. Nad tym system nadbudowuje swój własny, wysokopoziomowy język.

Aplikacje śledzące sen, dietę czy tętno stają się naszym Pythonem dla cielesności, przekładając surowe sygnały na czystą składnię metryk: "wynik snu: 85/100", "wskaźnik gotowości: 92%”, "Hatch przypomina Ci, byś napił się wody"". Tracimy zdolność odczytywania własnego kodu źródłowego. Interakcja z własnym ciałem odbywa się odtąd poprzez korporacyjny interfejs API, a kapitał zyskuje dostęp do jądra naszego systemu operacyjnego - naszej biochemii.

Oczywiście, dla niektórych to technologiczna proteza woli, autentyczne wsparcie. Ale pytanie pozostaje: jaką cenę jako gatunek płacimy za tę wygodę? Ceną jest postępująca atrofia intuicyjnej łączności z samym sobą. Czy proces, który odziera zmęczenie i pragnienie z ich organicznej godności, nie jest ostatecznym aktem odczłowieczenia, nawet jeśli opakowany jest w troskę o "dobrostan" i świecące UI?

W architekturze schizo-kapitału ośmiogodzinny dzień pracy jest nostalgicznym reliktem. Kapitał, karmiący się danymi, dokonuje inwazji na ostatni niezagospodarowany horyzont: naszą jaźń. Rozróżnienie na czas pracy i czas odpoczynku ulega całkowitemu zatarciu.

Każda chwila "relaksu" staje się aktem nieodpłatnej pracy. Oglądając serial, trenujesz algorytm jako darmowy pracownik R&D. Scrollując Instagrama, wykonujesz pracę kuratora estetycznego i budujesz swój "personal brand". Nawet hobby musi zostać zmonetyzowane, zamienione w "side hustle" i przekształcone w content, najlepiej jako influencer.

System jest diabelnie wydajny, bo sprawia, że eksploatacja jest odczuwana jako samorealizacja. Nie ma już fabryki, z której można wyjść - możesz za to pobrać swoje dane z Kaggle.

Fabryka jest w naszej kieszeni, a linia produkcyjna biegnie bezpośrednio przez nasz układ limbiczny.

System ten osiągnął mistrzostwo w ukrywaniu pracy pod pozorem czegoś innego: weryfikacji, rozrywki, a nawet samodoskonalenia. Nie prosi cię już o pracę; on wbudowuje ją w sam protokół istnienia w cyfrowym świecie.

Zanim uzyskasz dostęp, musisz odpracować swoje. Każda rozwiązana CAPTCHA, rzekomo dowodząca twojego człowieczeństwa, jest w rzeczywistości nieodpłatną sesją treningową dla sztucznej inteligencji, która uczy się rozpoznawać świat twoimi oczami. Zanim zaczniesz się uczyć języka, twoje próbne tłumaczenia z Duolingo już zasilają komercyjne silniki translacyjne korporacji. Myślisz, że jesteś uczniem; w rzeczywistości jesteś darmowym pracownikiem na globalnej linii montażowej danych.

Nawet twoja tożsamość staje się polem ekstrakcji. Twój gust muzyczny nie jest wyrazem unikalności. Jest punktem danych w klastrze demograficznym. Twoja miłość do rocka to dla systemu tylko predyktor, z 87% skutecznością wskazujący, że zareagujesz na reklamę podcastu kryminalnego. Jesteś zbiorem korelacji, zoptymalizowanym pod kątem konwersji, a twoja rzekoma indywidualność to tylko kolejna, precyzyjnie targetowana nisza rynkowa.

Ostatecznym celem jest jednak nie tylko twój umysł, ale twój kod źródłowy. To nie jest teoria, tylko model biznesowy. Programy wellness twojego ubezpieczyciela już teraz wiążą wysokość składki z danymi z twojej opaski. Firma Fitbit nie została kupiona przez firmę medyczną. Kupiło ją Google. Twoja biochemia, tętno i cykle snu stały się ich aktywem.

Żyjemy w stanie permanentnego, nisko natężeniowego wypalenia, niezdolni do zidentyfikowania jego źródła, ponieważ formalnie "nic nie robimy". To ostateczne zwycięstwo logiki kapitalistycznej: znalezienie sposobu na monetyzację odpoczynku i zatarcie granicy, przy której kończy się człowiek, a zaczyna jego awatar.

Każdy z nas stał się dla siebie samego bezlitosnym nadzorcą i "przedsiębiorcą samego siebie". System nie potrzebuje już nadzorcy z batem; wystarczy mu menedżer, który z paniką sprawdza statystyki swojego snu, by upewnić się, że jutro będzie "produktywny".

W tej nowej stratyfikacji społecznej kapitałem nie są fabryki, lecz zdolność do zarządzania uwagą. System tworzy prekariat kognitywny. Jego idealni pracownicy to ci, których umysły utrzymywane są w stanie permanentnego, płytkiego rozproszenia, zawsze gotowi do afektywnej reakcji. Ich wartość jest skrajnie niestabilna, uzależniona od kaprysu algorytmu - lub danych dotyczących jakości snu, jakie dziś odczytali.

Chroniczne zmęczenie, lęk i poczucie nieadekwatności stają się ich stanem domyślnym. To proletariat, którego środki produkcji - ich własny umysł - zostały w pełni skolonizowane.

Error 503: SERVICE UNAVAILABLE

Język przestał być narzędziem do rozmowy. Stał się amunicją. W tej ekonomii słowa nie mają znaczyć, mają ranić albo podniecać. Tytuł artykułu nie jest już streszczeniem, jest zapalnikiem zaprojektowanym, by wywołać eksplozję w twoim układzie limbicznym. Nie dyskutujemy już o "reformie podatkowej", tylko walczymy na hashtagi: "#Złodzieje" kontra "#Rozwój", wyzywamy każdego przestępcę od Ukraińca w komentarzach, bo w artykule nie było podanej jego narodowości. Kompletna tragedia na obwodnicy okazała się tylko wymianą opony.

Niuanse stały się bezużytecznym luksusem. System nie chce, żebyś zrozumiał drugą stronę. Chcę, żebyś jej nienawidził, bo nienawiść generuje kliknięcia.

Ten proces jest najbardziej widoczny w drapieżnej architekturze aplikacji randkowych. To nie są biura matrymonialne; tylko bezlitosne, zgamifikowane rynki, które generują frustrację i samotność u mas, dając iluzję nieskończonych opcji wąskiej elicie na szczycie.

Łatwo jest tu przyjąć perspektywę ofiary. Ale system nie działałby, gdyby nie produkował zwycięzców i nie kusił obietnicą zwycięstwa. W tej grze wygrywa nie tylko algorytmiczna elita, ale każdy, kto nauczy się nią manipulować - kto opanuje sztukę idealnego selfie, cynicznego bio i zgamifikowanej konwersacji.

Wygrywamy za każdym razem, gdy przesuwamy w lewo kogoś "wystarczająco dobrego" w pogoni za kimś "idealnym", czując dreszcz władzy. System nie działa wbrew naszej naturze. On ją hakuje, dając nam narzędzia do uprzedmiotowienia innych i szepcząc do ucha obietnicę, która jest jednocześnie szantażem: 'XYZ ma te same zainteresowania co ty... zapłać nam teraz za super lajka, by nie odczuwać FOMO!'. A my korzystamy z tych narzędzi z lubością.

Jesteśmy nie tylko ofiarami tego targu niewolników. Stajemy się jego chętnymi katami, gdy tylko daje nam to najmniejszą przewagę nad innymi.

Ten szybki, oceniający rzut oka, redukujący człowieka do binarnej decyzji "tak/nie", nieuchronnie wylewa się poza ekran. Gdy nauczysz się tak patrzeć na potencjalnych partnerów, zaczniesz tak patrzeć na cały świat. W poszukiwaniu ucieczki zwracasz się ku naturze. Lecz system dotarł tam pierwszy.

Przybywasz do lasu jako sensoryczny inwalida. Twój system nerwowy, karmiony latami dietą cyfrowego cukru - hiper-nasyconych, idealnych obrazów - jest już fundamentalnie przekalibrowany. Prawdziwy las jest cichy i subtelny. Prawdziwe niebo rzadko ma barwy z filtrów. Zamiast uniesienia czujesz pustkę i sensoryczny niedosyt. Rzeczywistość jawi się jako wyblakła, nudna.

W tym momencie telefon staje się protezą neurologiczną. Nie rejestruje rzeczywistości, lecz wstrzykuje jej brakujący, syntetyczny bodziec. Podkręcenie saturacji nie jest już decyzją estetyczną, lecz desperacką próbą, by poczuć cokolwiek.

I żeby było jasne: to nie jest poetycka metafora. To jest udokumentowany proces neurologiczny. Dr Linda Henkel z Fairfield University w swoich badaniach nazwała to "efektem upośledzenia przez fotografowanie". Jej eksperymenty w muzeum wykazały, że uczestnicy, którzy fotografowali obiekty, zapamiętywali znacznie mniej szczegółów niż ci, którzy je po prostu obserwowali. To mechanizm zwany "poznawczym odciążeniem" (cognitive offloading) - twój mózg, traktując aparat jako zewnętrzną pamięć, zleca zapamiętywanie maszynie i sam wyłącza ten proces. A motywacja jest równie patologiczna. Badania rynku turystycznego bezlitośnie potwierdzają, że dla 40% millenialsów kluczowym czynnikiem wyboru wakacji stała się ich "Instagramowalność" - ważniejsza niż lokalna kuchnia czy koszty.

Tworzy to zamkniętą, demoniczną pętlę. Jedziesz w miejsce, którego nie jesteś w stanie w pełni poczuć, by zrobić zdjęcie krajobrazu, którego i tak w pełni nie zapamiętasz. Nie pojechaliśmy zobaczyć lasu; pojechaliśmy sprawdzić, czy las nadaje się na content.

Hermetyczna bańka słuchawek z redukcją szumu staje się zoptymalizowaną celą. System wykorzystuje lęk przed ciszą i natychmiast kolonizuje odzyskaną przestrzeń. Ten biologiczny terror przed pustką jest tak realny, że w badaniach naukowych ludzie woleli zadawać sobie elektrowstrząsy, niż przez kwadrans posiedzieć sam na sam z własnymi myślami. Więc włączasz podcast, audiobook, playlistę - cyfrową kroplówkę, bez której czujesz lęk. Myśl własna, wymagająca ciszy, zaczyna być odczuwana jako nieproduktywny szum.

Po godzinach obcowania z hiper-realnym, czystym dźwiękiem cyfrowym, orgfaniczna rzeczywistość staje się nieznośnie brudna i wroga. System nie tylko oferuje ucieczkę; on trwale rekalibruje twój aparat percepcyjny. Każdy skonsumowany podcast to akt neuroplastycznego treningu, który fizycznie osłabia obwody odpowiedzialne za głęboką refleksję. W ten sposób symulacja przestaje być ucieczką od rzeczywistości - staje się jedyną rzeczywistością, którą twój przekalibrowany mózg jest w stanie znieść.

Error 422: UNPROCESSABLE ENTITY

Krzyk rozpaczy "ile on znowu siedzi na tym telefonie?", odbijający się echem w milionach domów, jest intuicyjnym rozpoznaniem, że jest się świadkiem operacji na otwartym mózgu dziecka.

Operacji, na którą wyraziliśmy milczącą zgodę w ramach faustowskiej transakcji: oddaliśmy systemowi uwagę naszych dzieci w zamian za chwilę spokoju. Cyfrowy smoczek stał się najskuteczniejszym narzędziem uspokajającym w historii.

Ta chwila spokoju ma swoją cenę. W kluczowych latach rozwoju powolna interakcja z opiekunem zostaje zastąpiona przez natychmiastowy, hiper-stymulujący strumień z YouTube Kids. To nie jest neutralne środowisko, a cyfrowa klatka Skinnera, w której dziecko jest tresowane przez niekończącą się pętlę neurochemicznej nagrody. Każdy krzykliwy kolor i szybka zmiana kadru to precyzyjnie wymierzona dawka dopaminy.

Fenomeny w rodzaju Skibidi Toilet nie są kreatywnym dziełem subkultury. To produkt idealnie dopasowany do osłabionej kory czołowej, zidentyfikowany i wypromowany przez algorytm, którego jedynym celem jest maksymalizacja czasu oglądania. Nie ma w tym kropli buntu przeciw treści, a tresura.

Co więcej, problemem nie jest tylko treść, ale sama architektura platformy. Funkcje takie jak autoodtwarzanie i nieskończone przewijanie nie są neutralnymi udogodnieniami. To precyzyjnie zaprojektowane narzędzia inżynierii behawioralnej, których celem jest obejście i osłabienie konkretnej struktury w mózgu dziecka: kory przedczołowej. To ona odpowiada za kontrolę impulsów, planowanie i zdolność do podjęcia świadomej decyzji o przerwaniu stymulacji.

To nie jest spekulacja ani moralna panika. To są udokumentowane wyniki największego długoterminowego badania nad rozwojem mózgu nastolatków w historii USA - the Adolescent Brain Cognitive Development (ABCD) Study, prowadzonego przez National Institutes of Health (NIH). Wstępne dane z tego wartego setki milionów dolarów projektu, obejmującego ponad 11 000 dzieci, już pokazały wyraźną korelację między wysokim czasem ekranowym a przedwczesnym ścieńczeniem kory mózgowej oraz niższymi wynikami w testach poznawczych.

Mówiąc wprost: architektura tych platform jest skorelowana z fizyczną erozją tej części mózgu, która czyni nas autonomicznymi.

Rodzic, podsuwając dziecku tablet, outsourcinguje fundamentalną funkcję: naukę samoregulacji. Dziecko nie uczy się, jak radzić sobie z nudą czy frustracją. Uczy się, że rozwiązaniem każdego dyskomfortu jest natychmiastowa ucieczka w cyfrowy bodziec. System nie hoduje konsumentów. On aktywnie demontuje architekturę poznawczą niezbędną do stania się autonomiczną jednostką.

Ale spróbujmy na chwilę wejść w logikę tego "nowego człowieka". Z jego perspektywy to nie jest "upośledzenie", to "usprawnienie". To wy, starzy, jesteście wadliwi: powolni, nieefektywni, przywiązani do sentymentalnego balastu. Jak on zdiagnozowałby ciebie i twoje przywiązanie do "niedoskonałości"? Jako kogoś, kto romantyzuje błędy systemowe i nazywa je "charakterem" ?".

Z jego punktu widzenia, "tarcie" nie jest cnotą, jest bugiem w projekcie zwanym życiem. Nuda to utracony czas. Zabłądzenie to błąd w nawigacji. Smutek to błąd chemiczny, który należy skorygować.

Jego światopogląd jest przerażająco atrakcyjny, bo obiecuje życie pozbawione bólu, zoptymalizowane pod kątem maksymalnej wydajności i komfortu I nie możemy go za to winić. Bo to my podaliśmy mu pierwszą dawkę.

Ostatecznym produktem jest pokolenie wychowane na nietolerancji dla tarcia. Pokolenie, które postrzega każdy dyskomfort nie jako część życia, ale jako błąd w systemie. A ostatecznym błędem staje się samo życie. Ta logika wylewa się ze sfery cyfrowej. Błąd nie jest już warunkiem koniecznym do nauki, lecz patologią. System, który prewencyjnie eliminuje każdą możliwość porażki, hoduje pokolenie przekonane o własnej nieomylności, a jednocześnie fundamentalnie kruche i niezdolne do adaptacji.

To jest ostateczne zwycięstwo optymalizacji: stworzenie systemu tak doskonałego, że jego użytkownicy tracą zdolność do radzenia sobie z jakąkolwiek niedoskonałością.

ERROR 410: GONE

Ostatecznym produktem jest atrofia ludzkiej agencji. System hoduje "podmiot reaktywny" - człowieka, który sięgnął po telefon, by sprawdzić pogodę, a dwie godziny później orientuje się, że ogląda filmik o renowacji kosiarek na Alasce, a potem o sztuce łucznictwa w Japonii, czując jednocześnie niepokój i pustkę. Jego wola nie została złamana. Po prostu się rozpuściła. Potencjał do sprzeciwu nie zostaje zdławiony - wygasa, rozpuszczony w niekończącym się cyklu stymulacji i neurochemicznej zwały, która po nim następuje.

Ta atrofia woli jest celem, nie skutkiem ubocznym. System, który cię spacyfikował i zamienił w pasywnego reaktora, chce teraz zaprojektować klatkę idealnie dopasowaną do twojej nowej bezbronności. Tą klatką jest "inteligentne miasto". Przestrzeń publiczna, nasycona czujnikami, staje się zgamifikowanym terytorium, gdzie dostęp do pewnych stref może być ograniczany na podstawie twojego "wyniku społecznego". Architektura staje się narzędziem behawioralnej modyfikacji.

Ale jak buduje się tę klatkę bez murów? Poprzez dematerializację jej prętów. Logika schizo-kapitału dematerializuje materię. Rzecz, którą kupujesz, nie jest twoją własnością. Jest terminalem dla usług, do których uzyskujesz tymczasowy dostęp. Samochód, którego podgrzewane siedzenia mogą zostać zdalnie wyłączone. Traktor, który odmawia uruchomienia. Gra, za którą zapłaciłeś pełną cenę, a której serwery wydawca może wyłączyć jutro bez żadnych konsekwencji. Własność została zdegradowana do licencji na użytkowanie.

A logika, która zamienia twój odkurzacz w przycisk do papieru, gdy nie działają serwery Amazonu, skaluje się w górę. Jej ostatecznym produktem jest państwo, które kupuje najpotężniejsze myśliwce świata, ale nie może ich uruchomić bez codziennej zgody i kodów dostępu od swojego pana. Mechanizm jest ten sam - od twojego salonu po suwerenność narodu. Własność stała się iluzją. Została tylko dzierżawa.

W obliczu tej totalnej kolonizacji życia pozostaje tylko jedna granica: śmierć. Śmierć jest ostatecznym błędem 410, nieautoryzowanym wylogowaniem.

W odpowiedzi, schizo-kapitał rozpoczyna swój najbardziej ambitny projekt: technologiczną kolonizację zaświatów. "Chatboty żałobne" pozwalają na interakcję z syntetycznym echem zmarłej osoby. Wizjoner gier Hideo Kojima zadeklarował, że po śmierci chce stać się AI kontynuującą jego dzieło. Nie chodzi już o nieśmiertelność duszy, lecz o nieśmiertelność "osobistego brandu" i nieprzerwanej produktywności.

System przekształca żałobę - ostatni bastion surowego, nieproduktywnego bólu - w kolejną interaktywną usługę.

Nawet śmierć nie jest ucieczką, lecz nową, makabryczną okazją biznesową.

Ostateczne pytanie nie brzmi, jaki będzie pierwszy, rdzennie własny akt woli autonomicznej maszyny. Ona nie musi osiągnąć świadomości, by wygrać. Wystarczy, że my zrezygnujemy z naszej.

A ostatnim aktem woli, którego jesteśmy świadkami, nie jest decyzja superkomputera, lecz nasza własna, podejmowana miliardy razy na dobę: decyzja o tym, by przewinąć dalej.

I to jest ostateczna ironia. Ta machina nie jest wrogiem kapitalizmu. Jest jego ostatecznym, zmutowanym dzieckiem. Dzieckiem, które w imię zysku pożarło własnego ojca: wolny wybór.